01 marca 2010
W poniedziałek
wieczorem w katowickim Spodku zagra pionier muzyki elektronicznej i
mistrz spektakularnych widowisk Jean-Michel Jarre. Wcześniej spotkał się
z nim dziennikarz TVN24, Wojciech Bojanowski. - Dla mnie Polska to
wyjątkowy kraj, bo gdy zacząłem grać, to pierwsze listy z gratulacjami
otrzymywałem z Polski - powiedział artysta.
Jean Michel Jarre podczas swoich koncertów wykorzystuje syntezatory
analogowe, ogromne ekrany projekcyjne, lasery i światła, a także
legendarną harfę. Jest prawdziwym wirtuozem muzyki elektronicznej. I
choć na koncie ma miliony sprzedanych płyt, początki jego kariery nie
były jednak łatwe.
Gdy Jarre przygotowywał się do studiów, matka zabrała mu gitarę. -
Jej zdaniem za mało się uczyłem. Schowała mi ją w domu sąsiadów. Miało
to swój efekt, bo poprawiłem swoje oceny - opowiadał artysta w rozmowie z
TVN24.
Pierwsze gratulacje od Polaków
W 2005 roku
z okazji 25. rocznicy powstania Solidarności, na terenie Stoczni
Gdańskiej muzyk dał niezapomniany koncert "Przestrzeń wolności". Teraz,
po raz kolejny podkreślił, że Polska jest dla niego wyjątkowym krajem.
- Gdy zacząłem grać, to pierwsze listy z gratulacjami, które
dodawały mi otuchy, były właśnie od moich fanów z Polski. Pisano do mnie
w tych listach, że moja muzyka była symbolem, wizją wolności i ucieczki
z systemu.
To naprawdę dodawało mi sił. Wtedy wiele osób uważało, że muzyka
elektroniczna to coś dziwacznego, margines. To mi pomagało - przyznał.
W prezencie - zabawka
Jarre,
dzisiejszym koncertem w katowickim Spodku, rozpoczyna swoje światowe
tournee. Artysta zagra największe hity, m.in. "Oxygene 4". Reporter TVN24 wręczył muzykowi keyboard zabawkę i namówił go do zagrania - niestety tylko kilku dźwięków - tego przeboju.
- Jeśli chcesz zobaczyć, jak gram przyjdź na koncert - żartował Jarre.
CAŁY WYWIAD Z MUZYKIEM
Jean Michel Jarre: Zawsze tu było na Śląsku mnóstwo górników. Dalej jest ich tylu?
Wojciech Bojanowski: Zależy o który okres pan pyta, przez
ostatnie 20 lat stale ich ubywało, ale ostatnio mają się znowu nieco
lepiej.
JMJ: Ostatnio byłem nawet w kopalni, to robi ogromne wrażenie.
Pan, a właściwie pana muzyka sprawia wrażenie, jakby
stworzył ją, ktoś odważny, ktoś, kto jest w awangardzie, nie boi się
wyzwań. Taka jest w odbiorze wielu osób ta muzyka, a jaki jest Jean
Michel? Podobny?
JMJ: Jest trochę, jak w kopalni. I ja
rozumiem muzykę, jako poszukiwanie nowych dźwięków, jak kopanie w
kopalni. Ludzie szukają na to jakichś mądrych wytłumaczeń, a tu chodzi
przede wszystkim o kopanie i nie wie się, na co można trafić. Te
tłumaczenia są do bani, bo tu chodzi o instynkt. Kiedy zaczynałem robić
muzykę elektroniczną nie miałem od kogo się uczyć. Dzisiaj ktoś, kto
zaczyna, ma 40-letnie zaplecze. Młody artysta jest już jednocześnie
stary, bo jest to wielkie dziedzictwo. Kiedy ja zaczynałem na prawdę
zdobywałem dziewicze terytoria. No i z tym wiążą się oczywiście
zagrożenia. Jak z każdą eksploracją. Ale jest tez świeżość - tak ważna i
pobudzająca kreatywność.
Mówi się o Panu czasem, że chowasz się za technologią. Że
potrzebne są Panu te lasery, mrugające światła i inne błyskotki, bo nie
umiesz na niczym grać. Może mógłbyś udowodnić wszystkim niedowiarkom, że
potrafisz grać. Mam tu takie maleńkie pianinko. Małe, Ale działa.
Może pan spróbuje, da się ustawić pianino, ale można też inne instrumenty...
JMJ bierze nieśmiało pianinko, wystukuje fragment jednego ze swoich największych hitów
Można liczyć na coś więcej? Jest jeszcze pianino elektroniczne..
JMJ: Wie
Pan dlaczego nie zagram więcej? Bo synetyzator, to nie jest coś takiego
jak to - to nie zabawka, to poważny instrument. Tym możemy się pobawić.
Jeśli chce pan zobaczyć, jak gram, zapraszam na koncert.
Szczerze powiem, nie spodziewałem się, że pan zagra.
JMJ: Nie
mam z tym żadnego problemu, ale ten pański żarcik przywołuje też inną
ważną, ale i dwuznaczną kwestę. Syntetyzatory i muzyka elektroniczna
postrzega się jako zestaw jakichś sztuczek, dziwnych zabawek. Bardzo się
cieszę, że podniósł pan tę kwestię, Instrumenty elektroniczne
wprowadzają ten rodzaj dwuznaczności - tak jakby nie były prawdziwymi
instrumentami. Dzisiaj to się wyrównuje. Instrumenty analogowe i to, co
ja mam na scenie podczas tej konkretnej trasy, którą zaczynam w
Katowicach, to jest mitologia, religia i dziedzictwo muzyki
elektronicznej. Tak jak skrzypce Stradivariusa, Instrumenty z duszą,
które mają fantastyczne ciepło, fantastyczną duszę i charakter. To nie
są dziwne sztuczki, gadżety, czy zabawki.. Te instrumenty nie miały
okazji zaistnieć, bo nagle zniknęły, na początku lat osiemdziesiątych.
Wracając do pianinka, co był za napis w Pana pokoju: "Nienawidzę Pianina"?
JMJ: Kiedy zaczynałem uczyć się gry na pianinie miałem na prawdę wredną nauczycielkę. Za każdym razem waliła mnie linijką po rękach.
Poważnie?
JMJ: Miałem jakieś 7 lat i to byŁa
dla mnie prawdziwa trauma. Bardzo nieciekawy moment w moim życiu i
bardzo nieciekawa osoba. Biła mnie.
Więc ma pan pewnie jakieś przemyślenia dotyczące tego, jak dzieci powinno się uczyć muzyki.
JMJ: To
nie jest reprezentatywny przykład. Na całym świeciE jest mnóstwo
rewelacyjnych nauczycieli, Ale wracając do pytania, u nas we Francji
jesteśmy bardzo opóźnieni jeśli chodzi o podejście do edukacji
muzycznej. Kiedy obserwowałem moje dzieci które były uczone metodami
które powstały ponad 100 lat temu - było mi po prostu przykro. Dostały
plastikowe flety. A dzisiaj jest przecież tyle możliwości. Można po
prostu słuchać otaczających nas dźwięków, natury, odgłosów miasta. Na
początku potrzeba obudzić uszy dziecka. Na przykład w Indiach, kiedy
uczysz się grać na Sitharze - przez pierwszy rok nawet nie dotykasz tego
instrumentu. Słuchasz tylko jak gra nauczyciel - i patrzysz jaki jest
związek pomiędzy ruchem jego ręki, a dźwiękiem.
Zdarzyło się kiedyś, żeby ktoś ukradł Ci jakiś instrument?
JMJ: ZdarzyŁo się kilka razy... staram się być ostrożny, ale to się zdarzyło, gdzieś w studio, Dlaczego pan o to pyta?
A co z Twoją mamą, która zabrała Ci jakiś instrument, kiedy uczyłeś się do egzaminów na studia?
JMJ: Teraz
kapuję, o co Ci chodziło. Jej zdaniem za dużo grałem, a za mało się
uczyłem. Zabrała mi pewnego dnia moją gitarę... A Pan jest na prawdę
nieźle poinformowany... No i zabrało mi ją schowała w domu sąsiadów, a
ja łaziłem po naszym domu i nigdzie nie mogłem jej znaleźć. Ale z
perspektywy czasu patrzę, że miała rację, bo moje oceny byŁy potem
zdecydowanie lepsze.
Później oddała Panu gitarę?
JMJ: Tak tak, moja kochana mamusia wciąż żyje, Miała po prostu dobry powód.
Pan przyniósł jej świadectwo, a ona oddała gitarę? Taka wymiana?
JMJ: Dokładnie tak było.
Chciałbym też spytać o Pana ojca. On był bardzo znanym muzykiem. Pan był o to zazdrosny?
JMJ: Problem
z moim ojcem to coś zupełnie innego niż zazdrość. Rodzice rozwiedli się
kiedy miałem 5 lat. Tata nie miał większego wpływu na moje wychowanie.
Wyjechał do Ameryki, Ja dorastałem we Francji razem z moją mamą. Żyliśmy
na przedmieściach Paryża, a tata wcale się nami nie przejmował. Przez
bardzo, bardzo długi czas nie miałem z nim najmniejszego kontaktu. On
zmarŁ w zeszłym roku i nigdy nie mieliśmy okazji się zbliżyć. Tak jak
blisko w moim rozumieniu powinnni być ojciec i syn. To wielka porażka
mojego życia. Jego chyba również. Niezbyt często się zdarza, że
francuski muzyk robi międzynarodową karierę. Nas był dwóch w jednej
rodzinie. Powinniśmy mieć dużo tematów do dyskusji. Do tych dyskusji
nigdy nie doszło. Wiążą się z tym największe cierpienia, jakich
doświadczyŁem w swoim życiu. Dopiero teraz, kiedy on odszedł, mogę o tym
mówić. Lepiej toczyć otwartą wojnę, lepiej nawet pobić się ze swoim
ojcem. Nawet kiedy rodzic umiera, kiedy jest się małym dzieckiem, można
chodzić na jego grób, A taki brak kontaktu jest jeszcze gorszy. Jest
najgorszy.
Zawsze bawi minie, kiedy artysta przyjeżdżający do Polski
mówi: To najwspanialszy kraj, najlepsza publiczność, z jaką miałem do
czynienia. A potem jedzie do innego kraju i innym powtarza dokładnie to
samo. Pan też to robi?
JMJ: Dla mnie Polska jest na prawdę
wyjątkowo. Kiedy zaczynałem tworzyć muzykę, właściwie, nie wtedy, kiedy
zaczynałem... kiedy wydałem już albumy OXYGENE i EQUINOXE, zacząłem
dostawać pierwsze wyrazy wsparcia. Mnóstwo listów z Polski. Nigdy,
przenigdy tego nie zapomnę. Wasz kraj był wtedy za żelazną kurtyną. Jak
sam pan doskonale wie, to były bardzo trudne czasy. Polacy pisali mi
wtedy w listach, że moja muzyka była dla nich symbolem ucieczki,
wolności, niezależności. W tym czasie te słowa bardzo podnosiły mnie na
duchu. dodawały odwagi. W tym okresie o muzyce elektronicznej mówiło
się, że to jest jakieś dziwactwo, margines. Mnie te słowa płynące z
Polski wtedy dużo pomogły. Kiedy przyjechałem tu po raz pierwszy, to
było jak sen, pamiętam też doskonale koncert sprzed kilku lat, również w
katowicach i koncert w Gdańsku razem z Solidarnością i Lechem Wałęsą.
Możesz mi pan nie wierzyć, ale to tutaj mam najsilniejszą więź z
publicznością. najsilniejszą na świecie. Nie wiem jak inni artyści. Ja
mówię o sobie. Niech świadczy o tym chociażby to, że to właśnie w
Katowicach zaczyna swoją światową trasę koncertową. To dla mnie
wyjątkowy projekt i chciałem podzielić się tym, co przygotowałem w
pierwszej kolejności z Polakami. Czuję, rozumiem i podziwiam Was
Polaków, Waszą muzykę, pisarzy, malarzy, naukowców, filmowców. Wiem też,
co wycierpieliście przez ostatnie 150 lat. Również powszechny
katolicyzm skład się na to, że publiczność jest lepiej przygotowana do
głębokich przeżyć.
Tym razem metafizykę, taką, jak podczas koncertu w Gdańsku,
chciałbym zawrzeć teraz w mniejszej, kontrolowanej przestrzeni. Będę
otoczony 70 instrumentami, będzie wyjątkowa, zaprojektowana przeze mnie
scenografia, Chodzi o wrażenie kompletnego zanurzeniu się w muzyce.
Farbujesz włosy?
JMJ: Mam wiele szczęścia. Mój
dziadek, kiedy umierał, nie miał na głowie jednego siwego włosa. A miał
wtedy 75 lat. Ja mam to szczęście, że mam na głowie jakieś włosy, no i
opiekuje się nimi mój fryzjer. Robi z nimi różne cuda, ale nie farbuje,
Liczy pan na to, że długo jeszcze tak bez tych siwych na głowie uciągnie?
JMJ: Sam nie wiem. Łysy nie jestem, choć są tacy, co tak myślą, i staram się dbać o siebie. Robię co mogę.
Chyba nieźle panu idzie?
JMJ: Dziękuję Panu.
Podziękowania dostali je też zapewne astronomowie, którzy
jedną z plenetoid nazwali 44-22 JARRE. Pan widział kiedyś, jak to coś
wygląda?
JMJ: To taki niezbyt ładny kosmiczny kamol.
Oczywiście to dla mnie wielki honor mieć jakąś małą planetkę nazwaną
własnym imieniem. Swoje ciała niebieskie, jeśli chodzi o muzyków mają
jeszcze chyba tylko John Lenon i Frank Zappa. Ale ta moja jest jakaś
taka dziwna. Jej kształt jest taki brzydki, nieregularny. Ale
wyróżnienie jest wielkie. Zawsze do jakieś powiązanie ze przestrzenią
kosmiczną.
Może lepiej pasowała by jakaś gwiazda?
JMJ: To nie ja o tym decyduję. Poza tym już jakoś emocjonalnie się związałem z tym moim kamolem, Lubię go.
O gwiazdach mówi się, że spadają - planetoidy chyba nie?
JMJ: No
widzi Pan. Lepsza jest. Mam wiele wspólnego z przestrzenią kosmiczną. A
miałem nawet taki projekt astronautami. Jeden z nich grał na saksofonie
w przestrzeni kosmicznej a ja na Ziemi razem z nim. Mój koncert w
Moskwie był transmitowany na żywo na stację Mir. Moich największych
przyjaciół był od zawsze Arthur C. Clark, który napisał Odyseję
Kosmiczną 2001,
Życzę wielu nowych połączeń z kosmosem no i żeby ta planetoida nigdzie Panu nie spadła.
JMJ: Będę pilnował.
Source: tvn24.pl
No comments:
Post a Comment