31/07/2013

Jean Michel Jarre: "Polska to wyjątkowy kraj"

01 marca 2010

       

W poniedziałek wieczorem w katowickim Spodku zagra pionier muzyki elektronicznej i mistrz spektakularnych widowisk Jean-Michel Jarre. Wcześniej spotkał się z nim dziennikarz TVN24, Wojciech Bojanowski. - Dla mnie Polska to wyjątkowy kraj, bo gdy zacząłem grać, to pierwsze listy z gratulacjami otrzymywałem z Polski - powiedział artysta. 

Jean Michel Jarre podczas swoich koncertów wykorzystuje syntezatory analogowe, ogromne ekrany projekcyjne, lasery i światła, a także legendarną harfę. Jest prawdziwym wirtuozem muzyki elektronicznej. I choć na koncie ma miliony sprzedanych płyt, początki jego kariery nie były jednak łatwe.  

Gdy Jarre przygotowywał się do studiów, matka zabrała mu gitarę. - Jej zdaniem za mało się uczyłem. Schowała mi ją w domu sąsiadów. Miało to swój efekt, bo poprawiłem swoje oceny - opowiadał artysta w rozmowie z TVN24.

Pierwsze gratulacje od Polaków
W 2005 roku z okazji 25. rocznicy powstania Solidarności, na terenie Stoczni Gdańskiej muzyk dał niezapomniany koncert "Przestrzeń wolności". Teraz, po raz kolejny podkreślił, że Polska jest dla niego wyjątkowym krajem.
- Gdy zacząłem grać, to pierwsze listy z gratulacjami, które dodawały mi otuchy, były właśnie od moich fanów z Polski. Pisano do mnie w tych listach, że moja muzyka była symbolem, wizją wolności i ucieczki z systemu.

To naprawdę dodawało mi sił. Wtedy wiele osób uważało, że muzyka elektroniczna to coś dziwacznego, margines. To mi pomagało - przyznał.

W prezencie - zabawka
Jarre, dzisiejszym koncertem w katowickim Spodku, rozpoczyna swoje światowe tournee. Artysta zagra największe hity, m.in. "Oxygene 4". Reporter TVN24 wręczył muzykowi keyboard zabawkę i namówił go do zagrania - niestety tylko kilku dźwięków - tego przeboju.

- Jeśli chcesz zobaczyć, jak gram przyjdź na koncert - żartował Jarre.

CAŁY WYWIAD Z MUZYKIEM

 
Jean Michel Jarre: Zawsze tu było na Śląsku mnóstwo górników. Dalej jest ich tylu?

Wojciech Bojanowski: Zależy o który okres pan pyta, przez ostatnie 20 lat stale ich ubywało, ale ostatnio mają się znowu nieco lepiej.

JMJ: Ostatnio byłem nawet w kopalni, to robi ogromne wrażenie.

Pan, a właściwie pana muzyka sprawia wrażenie, jakby stworzył ją, ktoś odważny, ktoś, kto jest w awangardzie, nie boi się wyzwań. Taka jest w odbiorze wielu osób ta muzyka, a jaki jest Jean Michel? Podobny?

JMJ: Jest trochę, jak w kopalni. I ja rozumiem muzykę, jako poszukiwanie nowych dźwięków, jak kopanie w kopalni. Ludzie szukają na to jakichś mądrych wytłumaczeń, a tu chodzi przede wszystkim o kopanie i nie wie się, na co można trafić. Te tłumaczenia są do bani, bo tu chodzi o instynkt. Kiedy zaczynałem robić muzykę elektroniczną nie miałem od kogo się uczyć. Dzisiaj ktoś, kto zaczyna, ma 40-letnie zaplecze. Młody artysta jest już jednocześnie stary, bo jest to wielkie dziedzictwo. Kiedy ja zaczynałem na prawdę zdobywałem dziewicze terytoria. No i z tym wiążą się oczywiście zagrożenia. Jak z każdą eksploracją. Ale jest tez świeżość - tak ważna i pobudzająca kreatywność.
Mówi się o Panu czasem, że chowasz się za technologią. Że potrzebne są Panu te lasery, mrugające światła i inne błyskotki, bo nie umiesz na niczym grać. Może mógłbyś udowodnić wszystkim niedowiarkom, że potrafisz grać. Mam tu takie maleńkie pianinko. Małe, Ale działa.

Może pan spróbuje, da się ustawić pianino, ale można też inne instrumenty...

JMJ bierze nieśmiało pianinko, wystukuje fragment jednego ze swoich największych hitów 

Można liczyć na coś więcej? Jest jeszcze pianino elektroniczne..

JMJ: Wie Pan dlaczego nie zagram więcej? Bo synetyzator, to nie jest coś takiego jak to - to nie zabawka, to poważny instrument. Tym możemy się pobawić. Jeśli chce pan zobaczyć, jak gram, zapraszam na koncert.

Szczerze powiem, nie spodziewałem się, że pan zagra.

JMJ: Nie mam z tym żadnego problemu, ale ten pański żarcik przywołuje też inną ważną, ale i dwuznaczną kwestę. Syntetyzatory i muzyka elektroniczna postrzega się jako zestaw jakichś sztuczek, dziwnych zabawek. Bardzo się cieszę, że podniósł pan tę kwestię, Instrumenty elektroniczne wprowadzają ten rodzaj dwuznaczności - tak jakby nie były prawdziwymi instrumentami. Dzisiaj to się wyrównuje. Instrumenty analogowe i to, co ja mam na scenie podczas tej konkretnej trasy, którą zaczynam w Katowicach, to  jest mitologia, religia i dziedzictwo muzyki elektronicznej. Tak jak skrzypce Stradivariusa, Instrumenty z duszą, które mają fantastyczne ciepło, fantastyczną duszę i charakter. To nie są dziwne sztuczki, gadżety, czy zabawki.. Te instrumenty nie miały okazji zaistnieć, bo nagle zniknęły, na początku lat osiemdziesiątych.

Wracając do pianinka, co był za napis w Pana pokoju: "Nienawidzę Pianina"?

JMJ: Kiedy zaczynałem uczyć się gry na pianinie miałem na prawdę wredną nauczycielkę. Za każdym razem waliła mnie linijką po rękach.

Poważnie?

JMJ: Miałem jakieś 7 lat i to byŁa dla mnie prawdziwa trauma. Bardzo nieciekawy moment w moim życiu i bardzo nieciekawa osoba. Biła mnie.

Więc ma pan pewnie jakieś przemyślenia dotyczące tego, jak dzieci powinno się uczyć muzyki.

JMJ: To nie jest reprezentatywny przykład. Na całym świeciE jest mnóstwo rewelacyjnych nauczycieli, Ale wracając do pytania, u nas we Francji jesteśmy bardzo opóźnieni jeśli chodzi o podejście do edukacji muzycznej. Kiedy obserwowałem moje dzieci które były uczone metodami które powstały ponad 100 lat temu - było mi po prostu przykro. Dostały plastikowe flety. A dzisiaj jest przecież tyle możliwości. Można po prostu słuchać otaczających nas dźwięków, natury, odgłosów miasta. Na początku potrzeba obudzić uszy dziecka. Na przykład w Indiach, kiedy uczysz się grać na Sitharze - przez pierwszy rok nawet nie dotykasz tego instrumentu. Słuchasz tylko jak gra nauczyciel - i patrzysz jaki jest związek pomiędzy ruchem jego ręki, a dźwiękiem.

Zdarzyło się kiedyś, żeby ktoś ukradł Ci jakiś instrument?

JMJ: ZdarzyŁo się kilka razy... staram się być ostrożny, ale to się zdarzyło, gdzieś w studio, Dlaczego pan o to pyta?

A co z Twoją mamą, która zabrała Ci jakiś instrument, kiedy uczyłeś się do egzaminów na studia?

JMJ: Teraz kapuję, o co Ci chodziło. Jej zdaniem za dużo grałem, a za mało się uczyłem. Zabrała mi pewnego dnia moją gitarę... A Pan jest  na prawdę nieźle poinformowany... No i zabrało mi ją schowała w domu sąsiadów, a ja łaziłem po naszym domu i nigdzie nie mogłem jej znaleźć. Ale z perspektywy czasu patrzę, że miała rację, bo moje oceny byŁy potem zdecydowanie lepsze.

Później oddała Panu gitarę? 

JMJ: Tak tak, moja kochana mamusia wciąż żyje, Miała po prostu dobry powód.

Pan przyniósł jej świadectwo, a ona oddała gitarę? Taka wymiana?

JMJ: Dokładnie tak było.

Chciałbym też spytać o Pana ojca. On był bardzo znanym muzykiem. Pan był o to zazdrosny?

JMJ: Problem z moim ojcem to coś zupełnie innego niż zazdrość. Rodzice rozwiedli się kiedy miałem 5 lat. Tata nie miał większego wpływu na moje wychowanie. Wyjechał do Ameryki, Ja dorastałem we Francji razem z moją mamą. Żyliśmy na przedmieściach Paryża, a tata wcale się nami nie przejmował. Przez bardzo, bardzo długi czas nie miałem z nim najmniejszego kontaktu. On zmarŁ w zeszłym roku i nigdy nie mieliśmy okazji się zbliżyć. Tak jak blisko w moim rozumieniu powinnni być ojciec i syn. To wielka porażka mojego życia. Jego chyba również. Niezbyt często się zdarza, że francuski muzyk robi międzynarodową karierę. Nas był dwóch w jednej rodzinie. Powinniśmy mieć dużo tematów do dyskusji. Do tych dyskusji nigdy nie doszło. Wiążą się z tym największe cierpienia, jakich doświadczyŁem w swoim życiu. Dopiero teraz, kiedy on odszedł, mogę o tym mówić. Lepiej toczyć otwartą wojnę, lepiej nawet pobić się ze swoim ojcem. Nawet kiedy rodzic umiera, kiedy jest się małym dzieckiem, można chodzić na jego grób, A taki brak kontaktu jest jeszcze gorszy. Jest najgorszy.

Zawsze bawi minie, kiedy artysta przyjeżdżający do Polski mówi: To najwspanialszy kraj, najlepsza publiczność, z jaką miałem do czynienia. A potem jedzie do innego kraju i innym powtarza dokładnie to samo. Pan też to robi?

JMJ: Dla mnie Polska jest na prawdę wyjątkowo. Kiedy zaczynałem tworzyć muzykę, właściwie, nie wtedy, kiedy zaczynałem... kiedy wydałem już albumy OXYGENE i EQUINOXE, zacząłem dostawać pierwsze wyrazy wsparcia. Mnóstwo listów z Polski. Nigdy, przenigdy tego nie zapomnę. Wasz kraj był wtedy za żelazną kurtyną. Jak sam pan doskonale wie, to były bardzo trudne czasy. Polacy pisali mi wtedy w listach, że moja muzyka była dla nich symbolem ucieczki, wolności, niezależności. W tym czasie te słowa bardzo podnosiły mnie na duchu. dodawały odwagi. W tym okresie o muzyce elektronicznej mówiło się, że to jest jakieś dziwactwo,  margines. Mnie te słowa płynące z Polski wtedy dużo pomogły. Kiedy przyjechałem tu po raz pierwszy, to było jak sen, pamiętam też doskonale koncert sprzed kilku lat, również w katowicach i koncert w Gdańsku razem z Solidarnością i Lechem Wałęsą. Możesz mi pan nie wierzyć, ale to tutaj mam najsilniejszą więź z publicznością. najsilniejszą na świecie. Nie wiem jak inni artyści. Ja mówię o sobie. Niech świadczy o tym chociażby to, że to właśnie w Katowicach zaczyna swoją światową trasę koncertową. To dla mnie wyjątkowy projekt i chciałem podzielić się tym, co przygotowałem w pierwszej kolejności z Polakami. Czuję, rozumiem i podziwiam Was Polaków, Waszą muzykę, pisarzy, malarzy, naukowców, filmowców. Wiem też, co wycierpieliście przez ostatnie 150 lat. Również powszechny katolicyzm skład się na to, że publiczność jest lepiej przygotowana do głębokich przeżyć.
Tym razem metafizykę, taką, jak podczas koncertu w Gdańsku, chciałbym zawrzeć teraz w mniejszej, kontrolowanej przestrzeni. Będę otoczony 70 instrumentami, będzie wyjątkowa, zaprojektowana przeze mnie scenografia, Chodzi o wrażenie kompletnego zanurzeniu się w muzyce.

Farbujesz włosy? 

JMJ: Mam wiele szczęścia. Mój dziadek, kiedy umierał, nie miał na głowie jednego siwego włosa. A miał wtedy 75 lat. Ja mam to szczęście, że mam na głowie jakieś włosy, no i opiekuje się nimi mój fryzjer. Robi z nimi różne cuda, ale nie farbuje,

Liczy  pan na to, że długo jeszcze tak bez tych siwych na głowie uciągnie?

JMJ: Sam nie wiem. Łysy nie jestem, choć są tacy, co tak myślą, i staram się dbać o siebie. Robię co mogę.

Chyba nieźle panu idzie?

JMJ: Dziękuję Panu.

Podziękowania dostali je też zapewne astronomowie, którzy jedną z plenetoid nazwali 44-22 JARRE. Pan widział kiedyś, jak to coś wygląda?
 
JMJ: To taki niezbyt ładny kosmiczny kamol. Oczywiście to dla mnie wielki honor mieć  jakąś małą planetkę nazwaną  własnym imieniem.   Swoje ciała niebieskie, jeśli chodzi o muzyków mają jeszcze chyba tylko John Lenon i Frank Zappa. Ale ta moja jest jakaś taka dziwna. Jej kształt jest taki brzydki, nieregularny. Ale wyróżnienie jest wielkie. Zawsze do jakieś powiązanie ze przestrzenią kosmiczną.

Może lepiej pasowała by jakaś gwiazda?

JMJ: To nie ja o tym decyduję. Poza tym już jakoś emocjonalnie się związałem z tym moim kamolem, Lubię go.

O gwiazdach mówi się, że spadają - planetoidy chyba nie? 

JMJ: No widzi Pan. Lepsza jest. Mam wiele wspólnego z przestrzenią kosmiczną. A miałem nawet taki projekt astronautami. Jeden z nich grał na saksofonie w przestrzeni kosmicznej a ja na Ziemi razem z nim. Mój koncert w Moskwie był transmitowany na żywo na stację Mir. Moich największych przyjaciół był od zawsze Arthur C. Clark, który napisał Odyseję Kosmiczną 2001,  

Życzę wielu nowych połączeń z kosmosem no i żeby ta planetoida nigdzie Panu nie spadła.

JMJ: Będę pilnował.

Source: tvn24.pl

No comments:

Post a Comment