29 czerwca 2000
Jean Michel Jarre to legenda muzyki elektronicznej. Zadebiutował jeszcze w 1969 roku, ale sukces odniósł dopiero osiem lat później albumem „Oxygene”, który z miejsca stał się światowym przebojem.
Mimo kolejnych mód w muzyce, francuski wirtuoz instrumentów klawiszowych nadal cieszy się powodzeniem. W latach 90. zasłynął jednak przede wszystkim występując podczas wielkich, spektakularnych imprez, a ostatnią był noworoczny show pod piramidami w Egipcie.
Piotr Metz z Radia RMF FM spotkał się z Jarrem, by porozmawiać z nim przede wszystkim o jego muzycznej filozofii, wpływie technologii na muzykę i jej przyszłości.
Jak się czujesz?
Dobrze, ten wywiad zaczął się w bardzo nietypowy sposób, od prezentu, który mi przed chwilą wręczyłeś. Wiedziałeś, że zbieram stare odbiorniki radiowe i właśnie trzymam teraz w rękach stary polskie radio. Nie ma niestety na nim fal UKF, jedynie fale długie. To naprawdę bardzo miły prezent
Pracuję w radiu, więc to właściwy prezent dla ciebie, odbiornik radiowy.
Tak, oczywiście, to bardzo właściwy prezent, chociaż trochę nietypowy. Dziękuję.
Czy zbierasz te odbiorniki w jakimś specjalnym celu?
Zawsze bardzo fascynowała mnie technologia powiązana z wyglądem. Zwłaszcza odbiorniki radiowe, stare szafy grające z lat czterdziestych, pięćdziesiątych, powstawały w czasach, kiedy ludzie byli naprawdę przywiązani do wyglądu sprzętu, starali się pracować nad stylem, kształtem, pięknem przedmiotu. W dzisiejszych czasach, według mnie, to zainteresowanie całkowicie zanikło. Może oprócz firmy Bang&Olufsen, rodem w Danii, czy pewnych poszukiwań Sony, którzy starają się rozwijać design, pracują nad ładnym, pięknym wyglądem sprzętu. Ale poza ich produktami, w większości przypadków nowa technologia nie idzie w parze z wyglądem. A wydaje mi się, że w czasie całego rozwoju ludzkości, postęp technologiczny, nawet jeszcze przed odkryciem elektryczności, zawsze związany był z możliwością bliższego, bardziej emocjonalnego kontaktu z przedmiotem i jego wyglądem. To czym teraz mówię nie jest zbyt dalekie od muzyki.
W całej historii muzyki, nad wszystkimi instrumentami pracowano z myślą o stworzeniu czegoś ładnego, starano się dzięki temu stworzyć coś w rodzaju uczuciowego związku z instrumentem. Przy współczesnej technologii, ten aspekt na razie zanikł. Stradivarius, który robił skrzypce, a każde były inne, przed ostatecznym lakierowaniem, trzymał je w swojej sypialni przez miesiąc. Nie wydaje mi się, żeby obecnie ktoś chciał sypiać z japońskim syntezatorem. I myślę, że myśląc o przyszłości, trzeba będzie się nad tym zastanowić. Pomyśleć o wyglądzie sprzętu, o tym, jak to powiązać z technologią. Komputer może być dużo ładniejszy, może mieć dużo lepszy kształt, niż obecnie.
Tak naprawdę to przez cały czas wiążesz muzykę z formą, różnymi przedmiotami, światłem. To ta sama filozofia w gruncie rzeczy?
Tak, mówimy o tym samym. Muzyka opiera się na uczuciowości i na pewnej możliwości dotknięcia dźwięku. Zawsze postrzegałem komponowanie muzyki jako rzeźbienie dźwięku. To tak jakbyś miał jakąś nieobrobioną bryłę dźwięku, w której mógłbyś rzeźbić, tak jak można rzeźbić w kamieniu. Właśnie na to pozwala muzyka elektroniczna, w porównaniu z innymi stylami muzyki. Dzięki temu możesz mieć do tego podobne podejście jak rzeźbiarz czy malarz, przez możliwość mieszania kolorów, różnych składników. Przez to podejście do muzyki zawsze uważałem, że wizualizacja, sztuka przedstawiania muzyki, powinna być postrzegana w inny sposób, chodzi o przekazanie tego emocjonalnego stosunku do muzyki, w sposobie pokazywania, wizualizacji dźwięku.
Twój poprzedni projekt „Odyssey To Oxygene” jest chyba spełnieniem twojego najskrytszego marzenia, gdyż jest właśnie doskonałą mieszanką wszystkiego, co jest obecnie dostępne, prawda?
Tak, oczywiście, tamten projekt miał dla mnie bardzo ważne znaczenie. „Odyssey To Oxygene” to nie była po prostu kolejna studyjna płyta. Wszystko zaczęło się, kiedy zaraz po wydaniu płyty „Oxygene 7-13” wielu artystów, DJ-ów na całym świecie, wzięło się za remiksowanie moich utworów. Przysyłali mi bardzo zróżnicowane wersje tych piosenek. Zacząłem ich słuchać i zdałem sobie sprawę, że byłoby wspaniale stworzyć z nimi pewnego rodzaju projekt, który nie byłby kolejną zwykłą składanką, ale chodziło mi o umieszczenie tych remiksów w kontekście podróży, Odysei. To wszystko zostało zremiksowane przez DJ-ów, wszystkie utwory zostały dopracowane i połączone przez znanego francuskiego DJ-a Claude’a Monneta. Pracowałem nad tym przez dłuższą chwilę, muszę to uczciwie przyznać, ale chciałem opracować prawdziwą interaktywność i sprawić, żeby wydawała się prawdziwa dla każdego. Chciałem dać każdemu możliwość zrobienia tego, co zagrałem w Houston, Paryżu, czy nawet w Katowicach, do odtworzenia tego w bardzo podobny, oparty na emocjach sposób w domu.
I oczywiście za cenę normalnej płyty kompaktowej, nie droższej, jak to jest w przypadku CD-Romów. To też było dla mnie bardzo ważne, bo czasami przemysł zapomina, że ludzie mają ograniczone budżety, które mogą przeznaczyć na jeden projekt. Bardzo mi też zależało na odejściu od normalnego postrzegania płyty kompaktowej, która jest tylko kombinacją zer i jedynek, tak i nie, białego i czarnego, mają awers i rewers, co jest dobre dla informacji o zawartości, ale nienajlepsze dla wyobraźni, czy intuicji. W tym przypadku możesz zagrać wszystko przy pomocy zwykłego odtwarzacza CD, ale również możesz użyć tej samej płyty i włożyć ją do każdego PC-ta czy Maca, i tworzyć własne animacje, własne kształty, własne obrazy. Wybierasz dowolny utwór z płyty i nawet jeżeli nie znasz się za bardzo na technologii, czy komputerach, możesz mimo to grać i tworzyć całymi godzinami. To nie jest jakiś ograniczony świat - jedyną granicą jest twoja wyobraźnia.
I to nie jest przeznaczone jedynie dla tych, którzy mają hopla na punkcie komputerów. To coś nawet dla kogoś, kto nigdy wcześniej nie chciał mieć nic wspólnego z komputerem. I może teraz pierwszy raz przed nim zasiądzie, bo na przykład jest twoim fanem.
Właśnie. Jest dokładnie tak jak mówisz. Ja przez cały czas myślałem o tym, że może to oglądać niemal każdy. Nawet ktoś, kto nie zna się na komputerach, może wykorzystywać klawisze swojego PC-ta jako instrument muzyczny. Myślę, że to bardzo nowatorskie podejście, ale przy okazji jest to kolejny sposób dzieleniem się tym wszystkim ze słuchaczami, również tą kreatywnością.
Czy myślisz, że za jakieś 10 lat, ktoś na widowni, z bezprzewodowym keyboardem, będzie starał się to zrobić to samo, na większą skalę. Myślisz, że będzie to możliwe?
Myślę, że każdy może wyrażać swoje artystyczne pomysły, czy uczucia. Ale trzeba starać się kontrolować te uczucia poprzez technikę, nawet jeżeli grasz na flecie, akordeonie, syntezatorze, występujesz na scenie i tak dalej, wszyscy o tym wiemy. To nigdy się nie zmieni, zawsze tak będzie, ale myślę, że technologia może pomóc poprzez ułatwienie i skrócenie procesu od pomysłu do realizacji tego pomysłu. I myślę, że to jest następny krok. Każdy tak naprawdę będzie mógł realizować się artystycznie w dużo prostszy sposób.
Nie uważasz, że obecnie, kiedy remiksy są tak bardzo popularne, dochodzi do tego, że nie mamy żadnej podstawowej wersji? Zazwyczaj zawsze była wersja podstawowa i remixy. Może niedługo dojdziemy do tego, że będziemy 5 podstawowych wersji jednego utworu i każda, którą wybierzesz, będzie tak samo ważna, jak pozostałe.
Nie wiem, to naprawdę zależy od projektu. Myślę, że wersja oryginalna zawsze pozostanie tą oryginalną. Zjawisko remiksowania nagrań to bardzo interesujący fenomen. I nie jest to wcale nowość. Picasso remiksował twórczość afrykańskich artystów, The Beatles wykorzystywali muzykę hinduską, czy Strawińskiego. My, jako istoty ludzkie, poprawiamy biologicznie naturę, środowisko. Myślę, że jest to jak sztafeta, podczas której przekazujesz pałeczkę komuś innemu. To bardzo interesujące, bo nadaje inną perspektywę twojej pracy, ale nie zabija to rozróżnienia tego, co jest oryginałem, a co jest remiksem.
Zdarzyło ci się myśleć, że chciałbyś nagrać jakąś swoją starą płytę raz jeszcze, gdyż teraz, po iluś tam latach, mógłbyś to zrobić lepiej? A może nigdy nie słuchasz tego, co nagrałeś w przeszłości, patrzysz zawsze w przyszłość?
Powiedziałbym, że po nagraniu płyty jakoś ciężko słucha mi się tego, co nagrałem, ponieważ zazwyczaj wcześniej słuchasz tego zbyt często, codziennie miksując, nagrywając materiał. Ale myślę, że nawet jeżeli coś mi się teraz nie podoba, nie dzieje się tak z powodu technologii. Winę za to, że nie jestem z czegoś zadowolony, biorę na siebie. Nie wydaje mi się, że jakakolwiek praca może być oceniana przez poziom technologii w danym czasie. Na tym polega poważna różnica pomiędzy nauką a sztuką. Pamiętam, że podczas pobytu w Chinach zachwyciłem się obrazami, które zobaczyłem. Rozmawiałem z malarzem, który je namalował. Ucieszył się, że podobały mi się te obrazy. Wtedy podeszła do mnie jego żona i powiedziała: „Mój mąż, kiedy malował te obrazy, był przez 17 lat w chińskim obozie dla internowanych”. Razem byli w tym obozie. I podczas tych 17 lat mieli tylko jeden słoiczek z białą farbą i jeden z farbą czarną i mieszali je z ziemią i piaskiem. Malowali obrazy tymi dwoma farbami przez 12 lat, utwardzając to wodą, błotem i tak dalej. Rezultat był niesamowicie fascynujący, a nie dysponowali przecież żadną technologią.
Jest to więc przykład na to, że tak naprawdę to nie technologia się liczy, tylko to, co masz w sercu, w głowie, w jaki sposób wyrażasz uczucia. To rada, jakiej chciałbym udzielić wszystkim młodym twórcom. Nie dajcie się złapać w pułapkę technologii tygodnia, która jest reklamowana w czasopismach. Niezależnie co się dzieje, jeżeli macie jakiś instrument, do którego jesteście przywiązani, musicie mu być wierni i jeszcze go nie wyrzucać, a nie uważać już po tygodniu, czy trzech miesiącach, że jest to już przestarzałe i kierować się ku innej technologii. Jest to całkowicie
błędne przekonanie. W rzeczywistości jest całkowicie na odwrót. Wszystkie interesujące rzeczy jakie powstały, zawdzięczamy ludziom, którzy poświęcili wiele energii i czasu jednemu instrumentowi, tak jest na przykład w muzyce elektronicznej.
Nudzisz się, jeżeli poświęcasz jednej rzeczy zbyt wiele czasu? W ciągu swojej kariery starałeś się nie iść zbyt długo tą samą ścieżką. Wolałeś raczej zrobić coś całkowicie innego od poprzedniego projektu, nawet jeżeli byłaby to tylko jednorazowa przygoda, jak na przykład „Zoolook”.
Muszę szczerze przyznać, że raczej nie pociąga mnie pomysł nagrania np. „Zoolook 7-13”, czy czegoś w tym stylu. To zabawne, ale zawsze wydaje ci się, że idziesz do przodu. Zgadzam się z tym co mówisz, z tymi jednorazowymi wycieczkami w inny styl. Zawsze wierzyłem w takie jednorazowe przygody, takie bardzo specyficzne rzeczy. Ale z drugiej strony, wydaje mi się, że... Fellini, włoski reżyser, powiedział kiedyś, że przez całe swoje życie myślał, iż każdy jego film był całkiem inny. A pod koniec życia zdał sobie sprawę, że tak naprawdę przez całe życie kręcił ten sam film, w nadziei, że kiedyś uda mu się chociaż raz zrobić to dobrze, żeby chociaż jeden się udał. Całkowicie się z nim zgadzam. Artysta jest jak rzemieślnik, który robi stoły, robi je przez całe życie, z nadzieją, że kiedyś uda mu się zrobić stół doskonały. I wtedy będzie mógł dać sobie spokój, a do tego czasu musi ciągle iść do przodu. Naprawdę tak uważam. Nie możesz uciec od tego, kim jesteś, nie jesteś też w pełni odpowiedzialny za to wszystko. Nie masz wyboru. Ja tak naprawdę nie mam wyboru. Nie mógłbym nigdy nagrywać na przykład muzyki Prince’a, bo jestem tym, kim jestem, z moimi korzeniami, w moich dżinsach, z tym, co lubię, z tą całą moją specyficznością, tą artystyczną duszą. Tak to właśnie czuję. Ale powiedziałem też, że jednorazowe wycieczki w inny styl są bardzo interesujące.
Słuchając twoich płyt nie powiedziałbym, że najważniejsze dla ciebie jest brzmienie. A co z rytmem i melodią? Twoja muzyka jest silnie nacechowana rytmicznością. Melodie są również fantastyczne. Czy naprawdę jedynie brzmienie liczy się dla ciebie?
Powiedziałbym, że im dłużej tworzę, tym bardziej zauważam, że te trzy elementy są całkowicie ze sobą powiązane. Kiedyś myślałem, że brzmienie i struktura były dla mnie ważniejsze. I myślę, że się myliłem. Myślę, że równie ważna jest melodyjność, jak również rytm. To również ważne i chciałbym kiedyś nad tym jeszcze popracować. Może nie nad tym, żeby to było jeszcze bardziej rytmiczne. Ale ta praca, którą wykonałem przy poprzednich płytach, tworząc struktury, zastanawiając się jak rozwijać brzmienie i strukturę utworu, chciałbym to teraz wykorzystać przy pracy nad stroną rytmiczną.
Czy bierzesz udział w dyskusji o wyższości płyt winylowych nad kompaktowymi? W twoim przypadku akurat jest chyba na odwrót, ponieważ płyty winylowe zawierały tylko 40 minut muzyki. Teraz płyty zawierają 75 minut, nie są dzielone na strony. Dawniej musiałeś myśleć o tym, że jest strona pierwsza i strona druga, i w ten sposób komponować materiał na płytę, na przykład ostatnia piosenka na pierwszej stronie. To wymaga całkiem innego podejścia. I jeszcze kwestia czasu. 40 minut jest jakby bardziej ludzkie. Za jednym razem słuchasz zaledwie 20 minut muzyki, potem robisz coś innego, następnie zmieniasz stronę płyty, słuchasz drugiej części. 75 minut to zbyt długo, żeby słuchać za jednym zamachem.
Całkowicie się z tobą zgadzam. Myślę, że to bardzo interesujące pytanie, które ma dwa poziomy. Pierwszy z nich to fakt, że technologia pomaga w rozwoju i stymuluje kreację. Rock’n’roll na przykład był z początku etniczną muzyką Ameryki, tak jak rdzenna muzyka Pigmejów czy Hindusów. Stał się muzyką międzynarodową, bo był mocno związany z technologią lat pięćdziesiątych, technologią płyt o prędkości 78 obrotów na minutę, które pozwalały na nagranie na nich jedynie trzech minut muzyki, a to ograniczenie przyczyniło się z kolei do powstania szaf grających, które mogły odtwarzać płyty o 78 obrotach na minutę. Dlatego piosenki Elvisa nie mogły mieć więcej niż trzech minuty. Później radio zaczęło jednak lansować piosenki, które miały ponad trzy minuty i stały się one normą, głównie przez to, stał za tym rozwój sprzętu i technologii.
Płyty winylowe nabierały coraz większego znaczenia i ich rozwój doszedł do pewnego punktu, który - jak to powiedziałeś - był ludzkim formatem. Rzeczywiście 20 minut to bardzo dobry czas na to, by sobie spokojnie usiąść i słuchać muzyki bez przerwania. Obecnie jesteśmy coraz bardziej aktywni i ciężko wyobrazić sobie sytuację, by nie przeszkadzano nam przez 20 minut. Dlatego zgadzam się, że 75 minut jest chyba dobre tylko dla ludzi, którzy nie prowadzą aktywnego trybu życia. I naprawdę uważam, że książki, filmy, sztuki teatralne, opery, płyty mają obecnie idealny czas trwania.
Na przykład film - większość trwa godzinę 45 minut. Jest bardzo mało dłuższych filmów, którym wyszło na dobre to, że trwały dłużej niż 2 godziny. Większość filmów po godzinie i 45 minutach zaczyna się dłużyć, zaczynasz się wiercić na krześle i tak dalej. Tak samo jest w muzyce. Te 75 minut na płycie kompaktowej wzięły się z tego, że obecnie - dzięki nowej technologii - na małej powierzchni możesz dzisiaj pomieścić godzinę i 15 minut dźwięku, a już jutro na przykład 4 godziny, za tydzień 12 godzin, a przecież nie będzie można stworzyć 12 godzin muzyki. Zresztą byłoby to bezcelowe. Tak więc technologia czasami stwarza problemy
Podobnie jest z okładkami. Okładki płyt winylowych były dziełami sztuki, a teraz ciężko jest osiągnąć coś takiego na tak małej powierzchni.
Masz całkowitą rację. Moja płyta „Music For Supermarkets” powstała głównie z tego powodu. Była sprzedawana raczej jako obraz, aby pokazać, że płyta nie jest towarem w rodzaju pasty do zębów czy jogurtu. To dzieło sztuki samo w sobie, przedmiot, zapach, rozmiar okładki, w tym przypadku płyty winylowej, to, że masz więcej miejsca na graficzną ekspresję. To pełna, zamknięta koncepcja, pewna audiowizualna całość. Prawdopodobnie to płyta jest pierwszym nośnikiem multimedialnym, bo zawiera muzykę, ale również i grafikę, która współgra z muzyką, teksty do czytania, nawet czcionka, jaką napisane są słowa, jest ważna - wszystko się liczy. Zawsze starałem się, tak jak wielu innych artystów, uzyskać to samo na płycie kompaktowej, ale jest to trudne.
Z jednej strony fakt, że kompakt jest złoty, ma dobrą stronę, bo przypomina biżuterię, a poza tym jest to jakiś przykład technologii. Jednak z drugiej strony, ze względu na niewielki rozmiar, ciężko jest umieścić jakiś graficzny przekaz na płycie kompaktowej, a w przypadku Mini Discu będzie to jeszcze trudniejsze. W mojej wizji przyszłości gramofony analogowe, płyty winylowe, znajdują się na ważnym miejscu. Płyty winylowe i Internet to część naszej przyszłości.
Dziękuję za rozmowę.