31/07/2013

Jean Michel Jarre: "Polska to wyjątkowy kraj"

01 marca 2010

       

W poniedziałek wieczorem w katowickim Spodku zagra pionier muzyki elektronicznej i mistrz spektakularnych widowisk Jean-Michel Jarre. Wcześniej spotkał się z nim dziennikarz TVN24, Wojciech Bojanowski. - Dla mnie Polska to wyjątkowy kraj, bo gdy zacząłem grać, to pierwsze listy z gratulacjami otrzymywałem z Polski - powiedział artysta. 

Jean Michel Jarre podczas swoich koncertów wykorzystuje syntezatory analogowe, ogromne ekrany projekcyjne, lasery i światła, a także legendarną harfę. Jest prawdziwym wirtuozem muzyki elektronicznej. I choć na koncie ma miliony sprzedanych płyt, początki jego kariery nie były jednak łatwe.  

Gdy Jarre przygotowywał się do studiów, matka zabrała mu gitarę. - Jej zdaniem za mało się uczyłem. Schowała mi ją w domu sąsiadów. Miało to swój efekt, bo poprawiłem swoje oceny - opowiadał artysta w rozmowie z TVN24.

Pierwsze gratulacje od Polaków
W 2005 roku z okazji 25. rocznicy powstania Solidarności, na terenie Stoczni Gdańskiej muzyk dał niezapomniany koncert "Przestrzeń wolności". Teraz, po raz kolejny podkreślił, że Polska jest dla niego wyjątkowym krajem.
- Gdy zacząłem grać, to pierwsze listy z gratulacjami, które dodawały mi otuchy, były właśnie od moich fanów z Polski. Pisano do mnie w tych listach, że moja muzyka była symbolem, wizją wolności i ucieczki z systemu.

To naprawdę dodawało mi sił. Wtedy wiele osób uważało, że muzyka elektroniczna to coś dziwacznego, margines. To mi pomagało - przyznał.

W prezencie - zabawka
Jarre, dzisiejszym koncertem w katowickim Spodku, rozpoczyna swoje światowe tournee. Artysta zagra największe hity, m.in. "Oxygene 4". Reporter TVN24 wręczył muzykowi keyboard zabawkę i namówił go do zagrania - niestety tylko kilku dźwięków - tego przeboju.

- Jeśli chcesz zobaczyć, jak gram przyjdź na koncert - żartował Jarre.

CAŁY WYWIAD Z MUZYKIEM

 
Jean Michel Jarre: Zawsze tu było na Śląsku mnóstwo górników. Dalej jest ich tylu?

Wojciech Bojanowski: Zależy o który okres pan pyta, przez ostatnie 20 lat stale ich ubywało, ale ostatnio mają się znowu nieco lepiej.

JMJ: Ostatnio byłem nawet w kopalni, to robi ogromne wrażenie.

Pan, a właściwie pana muzyka sprawia wrażenie, jakby stworzył ją, ktoś odważny, ktoś, kto jest w awangardzie, nie boi się wyzwań. Taka jest w odbiorze wielu osób ta muzyka, a jaki jest Jean Michel? Podobny?

JMJ: Jest trochę, jak w kopalni. I ja rozumiem muzykę, jako poszukiwanie nowych dźwięków, jak kopanie w kopalni. Ludzie szukają na to jakichś mądrych wytłumaczeń, a tu chodzi przede wszystkim o kopanie i nie wie się, na co można trafić. Te tłumaczenia są do bani, bo tu chodzi o instynkt. Kiedy zaczynałem robić muzykę elektroniczną nie miałem od kogo się uczyć. Dzisiaj ktoś, kto zaczyna, ma 40-letnie zaplecze. Młody artysta jest już jednocześnie stary, bo jest to wielkie dziedzictwo. Kiedy ja zaczynałem na prawdę zdobywałem dziewicze terytoria. No i z tym wiążą się oczywiście zagrożenia. Jak z każdą eksploracją. Ale jest tez świeżość - tak ważna i pobudzająca kreatywność.
Mówi się o Panu czasem, że chowasz się za technologią. Że potrzebne są Panu te lasery, mrugające światła i inne błyskotki, bo nie umiesz na niczym grać. Może mógłbyś udowodnić wszystkim niedowiarkom, że potrafisz grać. Mam tu takie maleńkie pianinko. Małe, Ale działa.

Może pan spróbuje, da się ustawić pianino, ale można też inne instrumenty...

JMJ bierze nieśmiało pianinko, wystukuje fragment jednego ze swoich największych hitów 

Można liczyć na coś więcej? Jest jeszcze pianino elektroniczne..

JMJ: Wie Pan dlaczego nie zagram więcej? Bo synetyzator, to nie jest coś takiego jak to - to nie zabawka, to poważny instrument. Tym możemy się pobawić. Jeśli chce pan zobaczyć, jak gram, zapraszam na koncert.

Szczerze powiem, nie spodziewałem się, że pan zagra.

JMJ: Nie mam z tym żadnego problemu, ale ten pański żarcik przywołuje też inną ważną, ale i dwuznaczną kwestę. Syntetyzatory i muzyka elektroniczna postrzega się jako zestaw jakichś sztuczek, dziwnych zabawek. Bardzo się cieszę, że podniósł pan tę kwestię, Instrumenty elektroniczne wprowadzają ten rodzaj dwuznaczności - tak jakby nie były prawdziwymi instrumentami. Dzisiaj to się wyrównuje. Instrumenty analogowe i to, co ja mam na scenie podczas tej konkretnej trasy, którą zaczynam w Katowicach, to  jest mitologia, religia i dziedzictwo muzyki elektronicznej. Tak jak skrzypce Stradivariusa, Instrumenty z duszą, które mają fantastyczne ciepło, fantastyczną duszę i charakter. To nie są dziwne sztuczki, gadżety, czy zabawki.. Te instrumenty nie miały okazji zaistnieć, bo nagle zniknęły, na początku lat osiemdziesiątych.

Wracając do pianinka, co był za napis w Pana pokoju: "Nienawidzę Pianina"?

JMJ: Kiedy zaczynałem uczyć się gry na pianinie miałem na prawdę wredną nauczycielkę. Za każdym razem waliła mnie linijką po rękach.

Poważnie?

JMJ: Miałem jakieś 7 lat i to byŁa dla mnie prawdziwa trauma. Bardzo nieciekawy moment w moim życiu i bardzo nieciekawa osoba. Biła mnie.

Więc ma pan pewnie jakieś przemyślenia dotyczące tego, jak dzieci powinno się uczyć muzyki.

JMJ: To nie jest reprezentatywny przykład. Na całym świeciE jest mnóstwo rewelacyjnych nauczycieli, Ale wracając do pytania, u nas we Francji jesteśmy bardzo opóźnieni jeśli chodzi o podejście do edukacji muzycznej. Kiedy obserwowałem moje dzieci które były uczone metodami które powstały ponad 100 lat temu - było mi po prostu przykro. Dostały plastikowe flety. A dzisiaj jest przecież tyle możliwości. Można po prostu słuchać otaczających nas dźwięków, natury, odgłosów miasta. Na początku potrzeba obudzić uszy dziecka. Na przykład w Indiach, kiedy uczysz się grać na Sitharze - przez pierwszy rok nawet nie dotykasz tego instrumentu. Słuchasz tylko jak gra nauczyciel - i patrzysz jaki jest związek pomiędzy ruchem jego ręki, a dźwiękiem.

Zdarzyło się kiedyś, żeby ktoś ukradł Ci jakiś instrument?

JMJ: ZdarzyŁo się kilka razy... staram się być ostrożny, ale to się zdarzyło, gdzieś w studio, Dlaczego pan o to pyta?

A co z Twoją mamą, która zabrała Ci jakiś instrument, kiedy uczyłeś się do egzaminów na studia?

JMJ: Teraz kapuję, o co Ci chodziło. Jej zdaniem za dużo grałem, a za mało się uczyłem. Zabrała mi pewnego dnia moją gitarę... A Pan jest  na prawdę nieźle poinformowany... No i zabrało mi ją schowała w domu sąsiadów, a ja łaziłem po naszym domu i nigdzie nie mogłem jej znaleźć. Ale z perspektywy czasu patrzę, że miała rację, bo moje oceny byŁy potem zdecydowanie lepsze.

Później oddała Panu gitarę? 

JMJ: Tak tak, moja kochana mamusia wciąż żyje, Miała po prostu dobry powód.

Pan przyniósł jej świadectwo, a ona oddała gitarę? Taka wymiana?

JMJ: Dokładnie tak było.

Chciałbym też spytać o Pana ojca. On był bardzo znanym muzykiem. Pan był o to zazdrosny?

JMJ: Problem z moim ojcem to coś zupełnie innego niż zazdrość. Rodzice rozwiedli się kiedy miałem 5 lat. Tata nie miał większego wpływu na moje wychowanie. Wyjechał do Ameryki, Ja dorastałem we Francji razem z moją mamą. Żyliśmy na przedmieściach Paryża, a tata wcale się nami nie przejmował. Przez bardzo, bardzo długi czas nie miałem z nim najmniejszego kontaktu. On zmarŁ w zeszłym roku i nigdy nie mieliśmy okazji się zbliżyć. Tak jak blisko w moim rozumieniu powinnni być ojciec i syn. To wielka porażka mojego życia. Jego chyba również. Niezbyt często się zdarza, że francuski muzyk robi międzynarodową karierę. Nas był dwóch w jednej rodzinie. Powinniśmy mieć dużo tematów do dyskusji. Do tych dyskusji nigdy nie doszło. Wiążą się z tym największe cierpienia, jakich doświadczyŁem w swoim życiu. Dopiero teraz, kiedy on odszedł, mogę o tym mówić. Lepiej toczyć otwartą wojnę, lepiej nawet pobić się ze swoim ojcem. Nawet kiedy rodzic umiera, kiedy jest się małym dzieckiem, można chodzić na jego grób, A taki brak kontaktu jest jeszcze gorszy. Jest najgorszy.

Zawsze bawi minie, kiedy artysta przyjeżdżający do Polski mówi: To najwspanialszy kraj, najlepsza publiczność, z jaką miałem do czynienia. A potem jedzie do innego kraju i innym powtarza dokładnie to samo. Pan też to robi?

JMJ: Dla mnie Polska jest na prawdę wyjątkowo. Kiedy zaczynałem tworzyć muzykę, właściwie, nie wtedy, kiedy zaczynałem... kiedy wydałem już albumy OXYGENE i EQUINOXE, zacząłem dostawać pierwsze wyrazy wsparcia. Mnóstwo listów z Polski. Nigdy, przenigdy tego nie zapomnę. Wasz kraj był wtedy za żelazną kurtyną. Jak sam pan doskonale wie, to były bardzo trudne czasy. Polacy pisali mi wtedy w listach, że moja muzyka była dla nich symbolem ucieczki, wolności, niezależności. W tym czasie te słowa bardzo podnosiły mnie na duchu. dodawały odwagi. W tym okresie o muzyce elektronicznej mówiło się, że to jest jakieś dziwactwo,  margines. Mnie te słowa płynące z Polski wtedy dużo pomogły. Kiedy przyjechałem tu po raz pierwszy, to było jak sen, pamiętam też doskonale koncert sprzed kilku lat, również w katowicach i koncert w Gdańsku razem z Solidarnością i Lechem Wałęsą. Możesz mi pan nie wierzyć, ale to tutaj mam najsilniejszą więź z publicznością. najsilniejszą na świecie. Nie wiem jak inni artyści. Ja mówię o sobie. Niech świadczy o tym chociażby to, że to właśnie w Katowicach zaczyna swoją światową trasę koncertową. To dla mnie wyjątkowy projekt i chciałem podzielić się tym, co przygotowałem w pierwszej kolejności z Polakami. Czuję, rozumiem i podziwiam Was Polaków, Waszą muzykę, pisarzy, malarzy, naukowców, filmowców. Wiem też, co wycierpieliście przez ostatnie 150 lat. Również powszechny katolicyzm skład się na to, że publiczność jest lepiej przygotowana do głębokich przeżyć.
Tym razem metafizykę, taką, jak podczas koncertu w Gdańsku, chciałbym zawrzeć teraz w mniejszej, kontrolowanej przestrzeni. Będę otoczony 70 instrumentami, będzie wyjątkowa, zaprojektowana przeze mnie scenografia, Chodzi o wrażenie kompletnego zanurzeniu się w muzyce.

Farbujesz włosy? 

JMJ: Mam wiele szczęścia. Mój dziadek, kiedy umierał, nie miał na głowie jednego siwego włosa. A miał wtedy 75 lat. Ja mam to szczęście, że mam na głowie jakieś włosy, no i opiekuje się nimi mój fryzjer. Robi z nimi różne cuda, ale nie farbuje,

Liczy  pan na to, że długo jeszcze tak bez tych siwych na głowie uciągnie?

JMJ: Sam nie wiem. Łysy nie jestem, choć są tacy, co tak myślą, i staram się dbać o siebie. Robię co mogę.

Chyba nieźle panu idzie?

JMJ: Dziękuję Panu.

Podziękowania dostali je też zapewne astronomowie, którzy jedną z plenetoid nazwali 44-22 JARRE. Pan widział kiedyś, jak to coś wygląda?
 
JMJ: To taki niezbyt ładny kosmiczny kamol. Oczywiście to dla mnie wielki honor mieć  jakąś małą planetkę nazwaną  własnym imieniem.   Swoje ciała niebieskie, jeśli chodzi o muzyków mają jeszcze chyba tylko John Lenon i Frank Zappa. Ale ta moja jest jakaś taka dziwna. Jej kształt jest taki brzydki, nieregularny. Ale wyróżnienie jest wielkie. Zawsze do jakieś powiązanie ze przestrzenią kosmiczną.

Może lepiej pasowała by jakaś gwiazda?

JMJ: To nie ja o tym decyduję. Poza tym już jakoś emocjonalnie się związałem z tym moim kamolem, Lubię go.

O gwiazdach mówi się, że spadają - planetoidy chyba nie? 

JMJ: No widzi Pan. Lepsza jest. Mam wiele wspólnego z przestrzenią kosmiczną. A miałem nawet taki projekt astronautami. Jeden z nich grał na saksofonie w przestrzeni kosmicznej a ja na Ziemi razem z nim. Mój koncert w Moskwie był transmitowany na żywo na stację Mir. Moich największych przyjaciół był od zawsze Arthur C. Clark, który napisał Odyseję Kosmiczną 2001,  

Życzę wielu nowych połączeń z kosmosem no i żeby ta planetoida nigdzie Panu nie spadła.

JMJ: Będę pilnował.

Source: tvn24.pl

Jean Michel Jarre is on a mission – to restore people’s emotional connection with music through some stunning technology!


September 6, 2011

        

Source: geekbeat.tv

La tournée de Jean-Michel Jarre arrive en France

18 mars 2010


Rencontre: Jean Michel Jarre se dévoile (04 novembre 2010)

04 novembre 2010




Le pape des musiques électroniques, sous le feu des questions des lecteurs de Var-matin, a volontiers répondu sur sa vie, l’univers et le reste

Rencontre avec un drôle de bonhomme qui cite Daft Punk, Pierre Schaeffer et, depuis 30 ans, célèbre la fusion de l’analogique et du numérique. Un artiste dont le tube Oxygène est dans toutes les têtes. Au point d’hériter du titre de « pape de la musique électronique ». Et dont le nom figurait sur la liste d’un programme de la Nasa visant à envoyer des civils volontaires dans l’espace. À 62 ans, « headbang » comme au temps de l’électroacoustique. Beaucoup plus rock  que son image Jean Michel Jarre. L’artiste sera au Zénith de Toulon le 9 décembre. Rencontre avec des lecteurs qui suivent pas à pas l’artiste, de la Cité interdite aux pyramides de Gizeh.

Le public
Comment organisez-vous votre vie entre les tournées, les fans, la vie de famille?
Je donne le maximum. Sur la tournée, c’est très physique mais l’équipe s’entend bien. C’est un privilège d’être là, de rencontrer des gens qui s’intéressent à ce que je fais et ce dans le monde entier. Je n’ai donc pas le droit de me plaindre. Je suis toujours gêné quand je vois des collègues artistes qui se la jouent. C’est tellement décalé. On a cette chance de pouvoir s’exprimer et d’être écouté, ce n’est pas rien.

L’espace
Joëlle Normand :
Si vous deviez faire un voyage à la conquête de l’espace où iriez-vous?
C’est une question assez inattendue mais c’est vrai que ma carrière a été marquée par l’espace : lorsque j’étais à Houston et qu’un astronaute devait jouer un morceau depuis la navette Discovery.
Lors d’un concert à Moscou quand les cosmonautes de la station Mir sont intervenus en direct. J’ai même un astéroïde qui porte mon nom. Mais si au début de ma carrière musicale, nous avions une vision beaucoup plus étendue de l’espace, fidèle à celle d’Arthur C. Clarke, cela faisait appel à notre imaginaire. Aujourd’hui, cela est davantage limité à la Lune et Mars. Après, ce serait extraordinaire mais pas nécessaire car la musique peut remplacer cela.

La musique
Bertrand Pavillon :
Vous avez de très nombreux instruments sur scène, comment vous choisissez entre de vieux instruments et des ordinateurs?
C’est une des grandes questions de ma vie. Dans les années 1980 j’avais été pris dans l’ère numérique.
J’étais comme aliéné par cela, au point de me perdre en studio dans le travail sur ordinateur. Mais j’ai fini par me rendre compte que cela ne pouvait pas tout faire. Que même si ces technologies aident beaucoup, elles ne remplacent pas l’analogique. Le son d’un violon joué par un ordinateur ne pourra jamais égaler celui d’un Stradivarius. J’ai mis du temps à réaliser que rien ne remplace rien.
Et si j’utilise de vieux instruments sur scène qui ne sont plus produits, ce n’est pas un réflexe vintage mais moderniste. C’est de l’archéologie musicale. Et puis toucher ces boutons, cela a un côté jubilatoire!

Laurent Fabre :
Quel est votre format préféré?
Le vinyle sans hésiter! Car j’ai un rapport affectif à ce support. Et la dématérialisation a changé ça. Mais aujourd’hui on offre un disque, pas un mp3.

Bertrand Pavillon :

De quoi partez-vous pour composer?
Les sources sont diverses mais ce sont très souvent des impressions sonores, comme  le côté feutré de pas dans la neige, une phrase entendue à la radio qui reste collée dans la tête.

Qui emporte vos faveurs chez les jeunes?
J’écoute énormément de musique mais dans l’électronique, nous avons une des scènes les plus importantes du monde. Avec Daft Punk, Air, Sébastien Tellier, Koudlam, Vitalic, Yuksek ou Justice! J’ai de l’admiration pour eux et j’aimerais échanger avec eux.

Source: varmatin.com

Jean Michel Jarre Technologies « J'ai eu envie de réfléchir à la création de la chaîne hi-fi de demain »

17/09/2010

Précurseur dans la démocratisation de la musique électronique bien des années avant qu’elle ne connaisse un engouement  mondial, Jean-Michel Jarre franchi une nouvelle frontière. Remis en scène par le succès de la tournée mondiale « Oxygène », il engage son nom sur la nouvelle marque de produits audio : Jarre Technologies. A l’occasion d’un entretien accordé à Berlin, il nous explique les raisons et les choix qui animent ce nouveau défi.

Interview : Eric Shorjian


Quelle est la genèse de Jarre Technologies et de son premier produit : l’Aerosystem One ?

En tant que musicien, je suis frappé par le fait que depuis des années, le son n’a cessé de s’améliorer en studio alors qu’à l’inverse il a régressé à la maison. Nous sommes passés du vinyl qui était d’une qualité très bonne, au CD d’une qualité largement inférieure pour arriver au fichier MP3 qui est encore pire. Dans le même temps, la chaine Hi-Fi qui était il y n’y a pas si longtemps la pièce maitresse du salon s’est transformée en de petits haut-parleurs en plastique placés de chaque côté de notre ordinateur. On s’est ainsi éloigné un peu émotionnellement du son. Je pense d’ailleurs que l’une des raisons de la crise de la musique vient de là et pas seulement de la piraterie. Finalement la technologie a ouvert des portes mais elle en a fermé d’autres. Aujourd’hui on peut se ballader avec son contenu musical dans sa poche, c’est génial. Sauf que l’on ne sait plus trop bien où l’ancrer. On l’ancre un peu n’importe où.
Cette situation m’a donné envie d’essayer de réfléchir à réinventer, d’y contribuer en tous cas, à la création du « sound system », de la chaîne hi-fi de demain. Avec les ingénieurs qui travaillent avec moi en studio et sur scène, nous avons essayé de développer quelque chose qui puisse être adapté à l’oreille et aux conditions d’écoute d’aujourd’hui. Et en même temps s’échapper de la fatalité de la petite boite noire en plastique pour développer quelque chose qui soit esthétiquement cohérent d’où l’utilisation de matières comme le verre, le métal, le carbone…

Pourquoi l’Aerosystèm One a-t-il ce design particulier ?

L’option a été de partir sur l’idée d’une tour centrale, stéréo mais monobloc qui a l’avantage de tenir beaucoup moins de place à la maison ou même dans un studio. Il suffit de 30 cm2 au sol. On a une puissance d’écoute très importante. Aussi bien à bas qu’à haut niveau, le résultat est extrêmement probant et performant. Je pense qu’il n’y a rien d’équivalent sur le plan de la qualité et de la puissance dans les gammes de prix actuellement proposées.

Vous avez travaillé de longues années pour aboutir à ce résultat ?

Il y a eu environ cinq ans de développement. Mais nous n’allons pas simplement développer un seul produit. Cette chaîne là va être déclinée avec un grand modèle très puissant dont on pourra se servir pour de très grands espaces voire des concerts. Il y aura aussi une version plus petite pour les ordinateurs et « laptops » qui sera également très puissante et sans-fil.

Le premier accueil du projet ?

Le premier accueil me touche beaucoup. Il est plutôt extrêmement positif. Dans tous les pays d’Europe du Nord ou l’Aerosystem One a été lancé, en Allemagne, Benélux, Scandinavie, il a de très bonnes « reviews » techniques. En France, Colette l’a eu en exclusivité et maintenant cela va suivre dans d’autres magasins et d’autres pays vont démarrer. L’Angleterre, les Etats-Unis… Mais nous ne sommes pas pressés. Nous avons une attitude très artisanale et un processus industriel high-tech très pointu. Ce qui est bizarre, c’est de voir à quel point il y a peu de musiciens qui sont impliqués par les grandes sociétés pour le matériel audio. Et moi, je ne suis pas que l’ambassadeur de la marque, je suis vraiment impliqué technologiquement dedans. Je pense que les musiciens sont mieux placés que personne pour le rendu musical d’un matériel audio.

A ma connaissance, c’est la première fois qu’un musicien connu crée une marque de matériel audio avec une implication aussi importante. Vous engagez votre nom dans une marque à vocation mondiale, n’est-ce pas un risque ?

C’est une chose que je ne ferais qu’une seule fois et c’est la première fois que je le fais. C’est une marque qui porte mon nom et donc j’ai la responsabilité au niveau de la technique mais aussi d’une certaine philosophie de fabrication et de gammes de prix. L’idée est d’offrir au public le plus large quelque chose qui soit raisonnable au niveau du prix et qui, pourtant, puisse être de la meilleure qualité possible.

Vous avez été relancé par la ré-édition de l’album Oxygène et une série de concert à la salle Marigny suivi par des concerts dans le monde entier. Quels sont vos projets actuellement ?

Je suis en pleine une tournée. J’ai démarré une nouvelle partie en Scandinavie et en Angleterre. Puis la France avec 17 dates entre octobre et novembre. Ensuite ce sera les Etats-Unis, l’Amérique du Sud, l’Australie, la Chine jusqu’à fin 2011. C’est vraiment la première tournée mondiale que je fais. A une époque où beaucoup de gens de ma génération font des tournées d’adieux, je fais une tournée de débutant… C’est la première tournée faite de cette manière là. 
C’est une idée que j’avais depuis longtemps et que la technologie me permet de réaliser aujourd’hui. A savoir : apporter la magie des concerts à l’extérieur dans de grandes salles comme Bercy à Paris ou O2 à Londres. Ces salles qui n’existaient pas à l’époque de la sortie d’Oxygène permettent aujourd’hui de pouvoir offrir des conditions de « live » fantastiques avec des instruments qui font partie de la mythologie de la musique électronique et qui ont un son absolument incroyable. Je crois que nous avons un des meilleurs sons qui soit actuellement sur les tournées. Il y a aussi une scénographie tout à fait nouvelle avec la reprise des morceaux les plus connus de mon répertoire mais aussi des nouveaux morceaux tout en laissant la place à l’improvisation et à la spontanéité pour s’échapper un peu des formats pré-enregistrés et pré-mixés. Il n’y a pas d’ordinateurs sur scène, vraiment tout est live.

Des projets d’albums ?

Il se trouve que j’ai malheureusement perdu mon papa et ma maman cette année… Cela m’a décalé émotionnellement dans la manière de créer de la musique. Mais je suis en train de travailler dessus. L’idée est pouvoir avancer l’album au fur et à mesure de la tournée en testant des morceaux sur scène pour une sortie dans le courant du premier semestre 2011.

Sur votre site web, vous incitez vos fans à réinterpréter votre musique… Quelle place occupent les réseaux sociaux, Internet pour vous ? 

Les réseaux sociaux sont une nouvelle manière de toucher le public. On se rend bien compte que les réseaux traditionnels, notamment dans l’industrie de la musique, ne sont plus adaptés à notre société. Internet est aujourd’hui un outil comme un autre. Il faut utiliser les réseaux sociaux, ne pas en abuser. Pour un artiste, c’est une manière de communiquer avec son public beaucoup plus affectif, plus directe et beaucoup plus réelle au fond. Avant, dans l’industrie de la musique, on faisait des lancements avec un public potentiel qui était le monde. On se disait, on lance un peu au hasard et on verra bien qui va s’intéresser. Aujourd’hui, avec les réseaux sociaux cela à complètement changé. Il y a un public qui vous suit. Et ce public, il faut le respecter. Au-delà des liens commerciaux, vous partagez là des liens affectifs. C’est un peu comme une famille, et sur ce point de vue c’est vraiment très positif…
                                                                                


Entre deux concerts en Europe, Jean-Michel Jarre avait fait le déplacement sur le stand Jarre Technologies dont c’était la première participation à un salon pour le lancement de l'Aerosystem One. La prochaine présence de la marque sur un salon professionnel sera très certainement au CES de Las Vegas avec le lancement de la marque sur le marché américain.
Malgré un timing très serré, enchainant interviews pour les télévisions européennes, il a eu l’extrême gentillesse de prendre le temps de nous accorder un entretien exclusif pour expliquer ses choix aux lecteurs de Neomag.


Jarre Technologies : naissance d’une nouvelle marque pas comme les autres

 

23/05/2011


 Jarre Technologies : naissance d’une nouvelle marque pas comme les autres
Ce n’est pas tous les jours que l’on assiste à la naissance d’une nouvelle marque d’audio. Qui plus est crée par un artiste. C’est sur le salon IFA de Berlin 2010 que le « pape » de la musique électronique Jean-Michel Jarre a officiellement lancé Jarre Technologies et son premier bébé : l’Aerosystem One. Une enceinte acoustique révolutionnaire en verre renforcé qui délivre un son multidirectionnel haute définition.
Eric Shorjian


La marque « Jarre Technologies » est la propriété de la société Music Life crée, détenue et présidée par Roland Caville. Cet homme d’affaires français basé à Hong Kong a commencé à travailler sur le projet avec Jean-Michel Jarre il y a cinq ans. Music Play assure la recherche, le développement et supervise la fabrication dans une usine spécialiste de l’audio haut de gamme basée dans la région de Shenzen et qui fourni les plus grandes marques du marché.

La distribution de la marque Jarre Technologies est assurée par la société PlugPlay, société basée à Paris. PlugPlay va gérer le développement en direct sur la France et le Royaume-Uni, la présence dans les autres pays étant confiée à des distributeurs locaux.

L’Aerosystem  One est présenté en avant-première chez Colette à Paris depuis la deuxième quinzaine du mois d'août. Pour l’anecdote, Karl Lagerfeld a été l’un des premiers clients du concept store parisien à craquer. Du coup, ce grand collectionneur d’iPod en a acheté deux…

Cette enceinte acoustique révolutionnaire en verre renforcé offre un son multidirectionnel haute définition. Elle est compatible avec tous les modèles d’iPhone, d’iPod, de lecteur MP3 et autre type de smartphone. Bien évidemment, il est également possible de connecter un ordinateur portable ou une platine CD/DVD. Elle est aujourd'hui disponible en finition chrome à 799 € et sera ensuite décliné dans deux autres versions en noir et blanc mat. « Le produit ne laisse pas indifférent. Il plait beaucoup, surtout aux femmes » constate Pierre Triboulet Pdg de PlugPlay.

Sur le salon IFA Berlin, un grand nombre de distributeurs se sont montrées intéressées et le produit devrait être implanté dans les principales grandes chaînes de GSS (Darty, Fnac) et même chez les réseaux d’opérateurs de téléphonie (Orange, SFR) au moins pour leur plus grandes boutiques.

D’ici deux ans, Pierre Triboulet a pour objectif une présence dans 700 points de vente en France et un volume de 40 000 pièces annuel. Dans le même temps, l’effectif de l’entreprise devrait passer de 3 à 30 personnes. 

Source: neomag.fr/

Jean Michel Jarre - Interviews IFA Berlin 2011 (World’s Tallest iPod Dock is 11 Feet Tall, Costs $565k. Stereo System and Ladder Included)



Jarre Technologies is a cutting-edge brand for technological Lifestyle, home-entertainment products, embodying contemporary style, simplicity and optimal performance. It’s range of high-end, affordable products is dedicated to restoring emotion in how we experience sound and vision in the comfort of our interiors.

Now here’s something else you don’t see every day: musician and entrepreneur Jean Michel Jarre has introduced the AeroDream One, an 11 foot tall technological marvel that combines an all-purpose iDevice dock and a 10,000W stereo system for the ultimate in colossal home entertainment.

The gargantuan dock stands 11 feet (3.4m) tall, has a diameter of 16.3 inches (415mm) and weighs 871 pounds (395kg). It thoughtfully includes a built in ladder so you can dock your iPhone, iPad or iPod on the top – though how you control them from the couch once they’re up there is a bit of a mystery. Other devices can also be connected via the included stereo minijack, XLR line level inputs or a USB port. Cost is €399,000 (about $565,000).



Power
• Total power 10 000 W
• 5 channels amplifier
• Low 1 x 4000 W
• Mid 2 x 1600 W
• High 2 x 1400 W

Dimensions and weight
• Height: 3 400 mm
• Diameter: 415 mm
• Base external diameter : 900 mm
• Net weight: 395 kg

Choose between 3 different colors
chrome
black
white


The single column stereo system includes five separate amplifiers (subwoofer, 2 midrange and 2 high end) and is rated from 25Hz to 20kHz. Each AeroDream One is custom built, the company is taking pre-orders now with delivery promised in six months. At the time of its release, Jarre said:

    “With the progress of technology, the conditions of recording music in the studio have advanced considerably, whereas the means of listening in general have not ceased to regress: the vinyl has been replaced by the CD, largely inferior in quality, which has now given way to even more low-grade MP3 files. We have progressively lost our emotional rapport with sound.”
  
         




Customers can choose between 3 different color schemes – chrome, black or white – and will receive two free VIP tickets to Jarre’s upcoming World Tour plus get to meet the artist in person.

            
                 

For those with less lofty ceilings and budgets, the company also offers the smaller AeroSystem One mini-tower dock for iPhones or iPods at €799 ($1,140). iPad owners with smaller (but still ample) budgets and no electricity may want to check out the iVictrola iPad dock as an alternative…


  

MORE: jarre - AeroSystem-One-Ipod-Speaker-Dock

Jarre AeroSystem One - Lautsprecher Stereo


Jarre AeroSystem One - Neue Klangwelten

Elektronikmusik-Pionier und Meister der Synthesizer Jean Michel Jarre will mit seinem aktuellen Werk „AeroSystem“ erneut die Massen begeistern. Doch diesmal handelt es sich nicht um ein neues Musikalbum, sondern um einen schlanken Aktivlautsprecher für Apples iPod und Co.


Der französische Musiker und Superstar hat vor allem mit seinen Werken „Oxygène“, „Equinoxe“ und „Magnetic Fields“ Pionierarbeit in Sachen elektronischer Musik geleistet. Jarres Konzerte ziehen nach wie vor die Massen an. Sein erster Live-Auftritt vor 1.000.000 Zuschauern im Jahr 1979 wurde sogar mit einen Eintrag ins Guinness-Buch der Rekorde belohnt – als zuschauerstärkstes Konzert aller Zeiten. Jean Michel Jarre ist bekannt für seine ausgefeilten Kompositionen, die sowohl live als auch auf Tonträgern in exzellenter Klangqualität zu hören sind. Jetzt will uns dieser Künstler an seinem neuesten Projekt teilhaben lassen. Nicht mehr zufrieden mit der Klangqualität aktueller Lautsprecher, machte sich Jarre vor fünf Jahren daran, eine Aktivlösung für Apples iPod, beliebige portable Abspielgeräte und den PC zu entwickeln. Nach den Vorstellungen und Wünschen des Klangtüftlers entwarf ein Team aus Toningenieuren einen Lautsprecher mit eigenständiger Optik. Doch nicht nur gut aussehen sollte der Sprössling von Jarre Technologies. Zu einem attraktiven Preis sollte der Aerosystem One getaufte Lautsprecher ebenfalls klangliche Maßstäbe setzen und alle gängigen Tonformate beherrschen.

Ausstattung

Ganz oben auf der schlanken Säule aus Edelstahl und gehärtetem Glas (Borosilikatglas) ist ein 30-Pin-Apple-Connector zu finden. Daran docken alle derzeitigen Apple- Player an. Aerosystem ist aber nicht nur ein Lautsprecher mit einer Dockingstation für die Apple-Player. Mit dem Aktivlautsprecher dürfen bei Bedarf weitere Abspielgeräte in Kontakt treten. Dazu haben die Jarre-Ingenieure eine USB-Schnittstelle sowie eine 3,5-mm-Klinkenbuchse integriert. Hochwertige Lautsprecherchassis und kräftige Endstufenmodule in den sehr schlanken Lautsprechersäulen sorgen für raumfüllenden Klang. Im Sockel mit 260 mm Durchmesser sitzt die Verstärkereinheit mit einer Leistung von 60 Watt für den Subwoofer plus weiteren 60 Watt (2 x 30 W) für die beiden Breitbandchassis. Letzere sind dreizöllige (75 mm) Vollbereichslautsprecher, die von der integrierten Aktivweiche ihren optimalen Arbeitsbereich zugewiesen bekommen. Die beiden Chassis sitzen, geschützt hinter Gittern, untereinander in der nur 11,5 cm durchmessenden Klangsäule. Um den Tieftonbereich kümmert sich ein langhubiges 135-mm- Basschassis, das seine Schallwellen in Richtung Fußboden abstrahlt. Aerosystem One ist mit einer sehr handlichen Fernbedienung aus mattem Plexiglas ausgestattet. Diese sieht nicht nur hübsch aus, sie ermöglicht selbstredend die bequeme Steuerung eines angeschlossenen iPods.

Die Aktivlautsprecher Aerosystem One sind in Silber oder Schwarz erhältlich


Praxis

Wie kaum ein anderer Lautsprecher lässt sich der Aerosystem One sehr einfach in Betrieb nehmen. Alles was er braucht, ist eine Steckdose in seiner Nähe. Ist der Jarre- Lautsprecher an das Stromnetz angeschlossen, kann er mit dem Hauptschalter auf der Unterseite des Sockels eingeschaltet werden. Mit dem mitgelieferten Saugnapf wird nun noch die iPod-Connector-Abdeckung entfernt und durch den passenden iPhone- oder iPod-Adapter ersetzt. Das war’s schon, jetzt ist das System einsatzbere.

Auf vier schlanken Standfüßchen steht der Lautsprecher dank des tiefen Schwerpunkts sehr sicher. Im Sockel sitzt der 3,5-mm-Klinkenanschluss

Klang

In unserem Hörraum stellen wir das Jarre-System frei auf, etwa drei Meter vom Hörplatz und einen Meter von der Rückwand entfernt. Zum Einspielen gönnen wir dem Lautsprecher lautstarke Musik vom iPod im Repeatmodus und verabschieden uns ins Wochenende. Nach dieser Prozedur zeigt sich der Aerosystem One in bester Laune und legt betont schwungvoll los. Der Lautsprecher spielt erstaunlich erwachsen und füllt den doch recht großen Hörraum mit satten Klängen. Im Tiefton hat er genügend Kraft, um auch fette Synthibässe wiederzugeben. Das macht Aerosystem One ohne zu murren, mit viel Schwung und großer Präzision. Wir betätigen die Bass- Taste auf der Fernbedienung, um den Tieftonbereich noch weiter zu betonen. Jetzt ist der Bassbereich etwas zu mächtig und wirkt leicht dicklich – die schlankere Abstimmung harmoniert mit unserem Hörraum besser. Im Hochton- und Mitteltonbereich präsentiert der Jarre-Speaker sehr viele musikalische Details mit gutem Timing. Durch seine Neutralität bleiben Stimmen und Instrumente jederzeit sehr angenehm. Die unterschiedliche Abstrahlrichtung der eingesetzten Breitbänder bewirkt, dass sich der Schall im ganzen Raum gleichmäßig ausbreitet. Es spielt fast keine Rolle, wo im Hörraum sich der Hörer gerade aufhält – die Tonalität ist auf allen Positionen nahezu identisch.

Fazit

Jean Michel Jarre präsentiert mit Aerosystem One einen Aktivlautsprecher mit sehr ansprechender Optik und einem Klangbild, das erstaunlich erwachsen ist. So kommen die Leistungen der Apple-Player voll zur Geltung.


 



Source: hifitest.de
Jochen Schmitt
Testredaktion HIFI TEST TV VIDEO
 

Jean Michel Jarre - Interview 27 Oct 2009




Jean Michel Jarre’s new album Aero is unlike anything you’ve heard. Recorded and fully constructed in 5.1 Surround Sound, it is a submersive experience. Jarre has tirelessly pioneered new technology for the past 20 years, selling 60million albums and playing record-breaking concerts with electronica, video and pyrotechnics from Paris to China to the banks of the Thames.
You sound swamped.
I’ve had quite a hectic day. I work very hard. When I go to bed, I dream about getting some sleep.
Is it the music that drives you?
Music has always been what I have been excited by, and also frustrated by. But it is the feeling there are so many unfinished works out there waiting to be improved upon that haunts me. I have done many mock-ups in my life – things that I have always thought I might improve upon one day. That is the main engine that drives me.
You sound like a perfectionist.
I don’t like the word. It’s got a negative tone. I am a perfectionist in the way that if you build a plane, you just know you have to get it right. You have to be a bloody perfectionist. If you don’t, you kill a lot of people. I’m not suggesting that my music will kill, but…
But it does trigger physical reactions in people…
I have always thought music should be elemental – that it should be something you immerse yourself within. It’s organic, sensual – almost sexual. I like music that talks to my body, my tummy, my skin. Music is first physical. Before it is emotional or intellectual, it is physical. In Oxygene, I tried to bathe listeners in sound but the technology wasn’t up to speed yet. It was static stereo and wasn’t ready yet to do what I wanted it to. Surround Sound provided me with the medium I always wanted. It lets me revisit the music and make the version I always wanted to make.
So with Aero, did you improve on your original hits?
More than. When I had finished, I thought this is the original. This is the true first version. Before that, I knew they weren’t finished the way they were meant to be.
It’s a dangerous thing re-upholstering history…
I know and I trapped myself a little in this project. I wanted to make entirely new music but I ended up reconforming some of my existing tracks. I was so into the process of listening to my music for the first time, with all those fresh feelings.
The medium (5.1 stereo) is definitely exciting, but isn’t it elitist?
No, no it’s not elitist. More than 25million families now have home cinemas with Surround Sound, and the number’s growing. I parallel it with the move from mono to stereo and then stereo to CDs. I always believed that with CDs we lost something at an emotional level. CDs weren’t as generous or warm or sexy as vinyl. But with Surround Sound, it has all that warmth and high definition. DVDs aren’t just for watching films, there’s a wealth of musical possibility we can tap into.
Are we ready for the next generation?
Yes, our senses are ever-evolving. In the 21st century, we have higher expectations than our grandparents. If we saw the next Ridley Scott movie and it was a silent movie shot in grainy black and white, I think he would have trouble finding a distributor. Likewise, after you have listened to Surround Sound, it’s hard to go back to stereo.
You’ve always put on big, free music extravaganzas. Is it important to be democratic with your music?
I blame it all on a socialist mother.
Why all the fireworks?
Basically, when it’s just a guy behind a laptop twiddling knobs for two hours, you need something more, non? My parents used to say they were going to ‘hear’ some music and there would be a quartet up on a stage and that was enough. Today, people say they are going to ‘see’ some music. There are visual expectations inspired by the opening up of it as an artform and I always strove to put electronic music on the stage and make it exciting. If you have some visual stimulus, it makes for a better listening experience. It invites people to share more fully.
Do you get a buzz from performing?
I love that there’s no second chance in performance art. There’s a complicity with the audience and a magic to the whole thing. When I used to go with my grandparents to the village square, we would watch the circus. They would come, pitch their tent, set up shop, perform and then be gone the next morning. It was cloaked in mystique and I love that.
Which has been your best concert?
There have been so many. But I’d have to say the best was in Lyon, my home town, a few years ago. I put on an event at exactly the same place where the circus used to perform in the market place. Exactly where they pitched their tent. It was a strange feeling. Very special for me.
What is your greatest fear?
Being ill and losing my health. I don’t have many fears actually. I have doubts and anguish but not real fear. I have dissatisfaction too with much I have done, and I look forward to being satisfied with something. Does that qualify?
More than. What advice would you give your younger self?
That being an artist is wonderful but it may not be the easiest way to be happy. Your life will be full of passion but full of frustrations, too. It’s not always great for your private life. You may end up double-booking children and relationships with work. Perhaps, if being happy in life is really your priority, you shouldn’t go the artist route.
What should you be?
I’m not sure. Perhaps a carpenter? Yes, a carpenter would be good.


       

Source: metro.co.uk

30/07/2013

Jean Michel Jarre im Interview - "Meine Musik ist für mich Sex"

17. Mai 2010

Er besuchte die Sorbonne und das Pariser Konservatorium und schloss mit Auszeichnungen ab. Seit "Oxygène" im jahr 1975 zählt Jarre zu den einflussreichsten Elektronikmusikern - seine neue CD "Aero", im 5.1. Surround Sound abspielbar, erscheint Anfang Oktober.
  
Von Interview von Alexander Gorkow

SZ am Wochenende: Jean Michel, wieso sehen Sie so jung aus? Wahnsinn, Sie sind 56 Jahre alt. 

Jean Michel Jarre: Sie sind lieb 

SZW: Verzeihung, aber mit plastischer Chirurgie hat es nichts zu tun, oder?

JMJ: Sie sind doch nicht lieb. Die Antwort ist ein dezidiertes: Non, Monsieur! Ich habe gute Gene. Mein Vater ist 80 Jahre alt - und sieht sogar noch jünger aus als ich.

SZW: Sie sind vermutlich froh, nicht in Frankreich zu sein. Isabelle Adjani, von der Sie sich gerade trennten, macht Ihnen dort derzeit das Leben schwer.  

JMJ: Nun, so etwas kommt vor. Huuh, ja...

SZW: Wir müssen nicht darüber reden.

JMJ: Sie läuft in den Räumen von diesen Illustrierten herum und erzählt Sachen über mich. Ich habe keine ruhige Minute. Menschen kommen zusammen, Menschen trennen sich wieder, Menschen verlieren die Nerven. Die alte Komödie.

SZW: Sie ist aufgebracht. So sind die Frauen, wenn sie aufgebracht sind. 

JMJ: Erzählen Sie mir nichts über die Frauen! Das sind Zeitungen und Blättchen, die Isabelle bisher immer verklagt hat, wenn sie über sie berichteten! Nun marschiert sie da hinein und singt das hohe C!

SZW: Ich möchte mit Ihnen über die Botschaft hinter Ihrer Musik sprechen. 


 JMJ: Ah, ein philosophisches Gespräch. Es ist immer gut, in Deutschland zu sein.

SZW: Wieso? 


JMJ: Weil Deutschland, ähnlich wie Frankreich, ein Land der Philosophen ist. Deutsche stellen immer ernste und philosophische Fragen. Deutsche Kulturjournalisten haben meistens Philosophie studiert.

SZW: Was ist die Botschaft hinter Ihrer Musik? 


JMJ: Also, ich habe kaum Texte in der Musik. Aber es geht natürlich um, ja: um Sex.

SZW: Oh. 


JMJ: Wieso ,Oh'?

SZW: Sex hatte ich als Botschaft gar nicht auf der Agenda. Wieso eigentlich nicht? Wie dumm von mir... 


JMJ: Nun, dann ändern wir die Agenda, kommen Sie! Meine Musik ist für mich Sex. Ein Ausdruck von Sexualität und Liebe und Verlangen. Ich habe als Student nach einem kreativen Ausdruck gesucht, ich habe gemalt zum Beispiel. Ich war fasziniert von der Literatur und der Philosophie. Sehr fasziniert von der Architektur. Ich bin bei der Musik gelandet. Und bei Ihrer Verbindung zu Architektur, zu Räumen, zu Körpern. Ich mache räumliche und körperliche Musik. Auch das liegt in der Familie. In den Genen. Wie mein wunderbares Aussehen.

SZW: Malerei ist oft auch sexuell motiviert. 


JMJ: Natürlich, Pollock und so weiter. Aber die Musik hatte mich bald am Kragen. Musik ist Kochen, und Kochen ist Sex.

SZW: Kochen ist Sex? 


JMJ: Natürlich! Musik und Kochen und nicht zuletzt das Essen sind absolut quasisexuelle Handlungen! Alles eins!

SZW: Ah, oral... 


JMJ: Na, Sie mischen Töne, Gewürze, Sie tasten und mischen, führen die Hände zum Mund, all' das ist oral und sinnlich und, nun ja, feucht, und im besten Fall auch sehr, sehr heiß. Nicht wahr?

SZW: Kochen Sie gern? 


JMJ: Ja.

SZW: Das Malen ist... 


JMJ: Beim Malen fehlt der Rhythmus.

SZW: Auch Bilder haben einen Rhythmus. 


JMJ: Ja, aber einen abstrahierten, auf dem Bild haben sie einen sichtbaren Rhythmus, keinen hörbaren Rhythmus. Der hörbare Rhythmus ist aber der gefühltere, der sexuellere, der geheimnisvollere Rhythmus. Sind wir uns einig?

SZW: Einige Ihrer Stücke, wie "Diva" zum Beispiel, wirken extrem sexuell motiviert, in "Souvenir de Chine" klingt sogar das Klicken der Fotokamera sexuell... 


JMJ: Mögen Sie es?

SZW: Oh, bei "Souvenir de Chine" kommen mir fast die Tränen. Sie legen da diese Morricone-artige Melodie drüber. 


JMJ: Sie lieben das Stück. Wunderbar.

SZW:Aber ich überlege gerade, ob die spezifische Botschaft Ihrer Musik nur Sex ist. 


JMJ: Von einer spezifischen und einzigen Botschaft zu sprechen, das ist sicher schwer. Was assoziieren Sie mit meiner Musik?

SZW: Als ich zehn Jahre alt war, schenkte man mir Ihre Platte "Oxygène". Ich dachte beim Hören - und dies geht mir immer noch so mit Ihrer Musik: Da schwebt so ein Astronaut, dessen Leine zum Raumschiff gekappt wurde, ratlos durchs All. Der spielt Melodien auf einer kleinen Orgel, weil er ja was tun muss da oben. Ihre Landsleute von "Air" haben das übernommen, die wirken wie eine einzige Eloge auf Jean Michel Jarre... 


JMJ: Der Astronaut. Wie schön. Nun, was wäre demnach denn die Botschaft?

SZW: Abzuheben. Keine Fragen zu stellen. Keine Antworten zu suchen. Eine Form von sehnsüchtiger und ratloser und manchmal ironischer Romantik. Kritiker unterstellen Ihnen Eskapismus. 


JMJ: Alle Kunst ist Eskapismus. Sobald ein Künstler einen Pinsel in Farbe taucht, sobald ein Musiker ein Instrument in die Hand nimmt, beginnt Eskapismus. Schreibe ich Leitartikel? Nein. Ist meine Musik unpolitisch? Ich glaub wieder: nein. Sogar Bob Dylan ist auf seine Art Eskapist. Dabei ist er explizit politischer als ich. Sogar Michel Houellebecq ist ein Eskapist - der sowieso.

SZW:Er hält sich für einen Realisten. 


JMJ: Er hält sich für einiges. Seine ersten beiden Bücher waren gut. Aber "Plattform" war kein gutes Buch. Absoluter Mist.

SZW: Irgendwo stand, er habe es seinen Fans mit dem Buch richtig besorgen wollen ... 


JMJ: Natürlich. Gelutsche, Geficke, und am Ende fliegt alles in die Luft. Es ist auf den Effekt hin geschrieben. Traurig.

SZW: Was ist seine Botschaft? 


JMJ: Weiß nicht. Sexueller Realismus? Realistischer Sexismus? Keine Ahnung. Es wird viel gebumst.

SZW: Da seid Ihr ja in Frankreich... 


JMJ: Jaja, schon gut. Aber ich möchte ja auch erstmal die Sprache und die Geschichte lieben, und nicht die Botschaft. Mein Gott, wir sind das Land von Camus und Sartre, von Philippe Sollers! Das ist eine reine, fesselnde Sprache. Solche Schriftsteller haben wir kaum mehr. Habt ihr noch einen Günter Grass?

SZW: Grass schreibt heute über Alterssex, Walser schreibt auch über Alterssex ... 


JMJ: Sie sind halt alt. Was sollen sie tun? Da haben Sie's wieder: eine Komödie.

SZW: Okay, Sie mögen keine fetten Farben in der Literatur. 


JMJ: Einer meiner engsten Freunde war Anthony Burgess! Der benutzte fette Farben. Aber er hatte auch Geschichten zu erzählen, finstere, ernste und doch extrem komische Geschichten. Er konnte halt schreiben. Ich vermisse ihn sehr.

SZW: Könnte man sagen: Dylan ist Literatur - und Jean Michel Jarre ist Kino? 


JMJ: Ja. Ich entwerfe eher Bilder als Botschaften. Aber entwerten Sie Dylan nicht. Er entwirft Bilder mit seiner irren Sprache.


SZW:Sagen wir so: Ihrer Musik haftet einerseits etwas Treibendes an, durch den Rhythmus. Andererseits entwerfen Sie so traumverlorene Bilder.  

JMJ: Wir reden nur über Sex, merken Sie das? Der Sex ist die Macht. Lesen Sie Burgess! Lesen Sie Sartre! Sex, Sex, Sex! Das Sexuelle ist das Traumverlorenste, zu dem Menschen fähig sind, oder nicht? Und ich bin sowieso - und hier mal nicht nur im sexuellen, also positiven Sinne - traumverloren. Seit mein Vater uns verließ, ich war damals fünf Jahre alt, bin ich traumverloren.

SZW: Könnte man sagen: Sie sind geflüchtet?

JMJ: Wenn Sie Kinderbilder von mir anschauen, sehen Sie immer und stets ein ernstes Kind. Auf der Flucht in eine sehr hermetische Innenwelt: le petit Kafka.

SZW: Heute sind Sie ein lebensfroher Mann.  


JMJ: Ich habe mich mit mir arrangiert, die Musik hält mich in der Schwebe zwischen Erde und All. Ich weiß, dass da mein Platz ist. Ich kann es nicht ändern, und im Gegensatz zu früher versuche ich es auch nicht mehr. Da ist eine stete Grenze zwischen Traum und Realität in meinem Leben, es liegt ein dicker Nebel über dieser Grenze. Durch den laufe ich. Das hört man meiner Musik sicher auch an, das hörte man schon "Oxygène" an, das ist in Ordnung so. Insofern ist es interessant, dass Sie als Kind einen einsamen Astronauten vor Augen hatten.

SZW: Sie spielen live unter Einbeziehung jeglicher Metropolenarchitektur und vor bis zu drei Millionen Menschen an einem Abend. Ihre Konzerte sind Events, ganze Städte werden beleuchtet. Doch waren Sie nie der Typ, der das Mädchen aus der 1.Reihe nach dem Konzert mit aufs Zimmer nehmen wollte. Sie waren nie der Rockstar im eigentlichen Sinne.  
JMJ: Nun, bei meinen Konzerten gibt es keine 1. Reihe. Und Rockstarattitüden haben mich immer abgestoßen. Ich halte das Bumm-Bumm der Rockmusik nicht für erotisch, zumindest nicht im traumverlorenen Sinne. Das Bumm-Bumm ist ja eher der Akt als der Weg zum Akt. Oder?
 
SZW: Bei Ihnen macht es selten Bumm-Bumm. Ihre Rhythmen sind filigraner, nervöser, eher so Didipp-zirrp-didapp-sidirrr . . .  

JMJ: Alors! Und wissen Sie warum? Denken Sie an die Zellen! Die Zellen sind aufgeregt! Didipp-zirrp! Der Eros zappelt!

SZW: Sicher.  

JMJ: Schauen Sie, das Faszinierende an der Sexualität ist doch nicht der schlussendliche Akt. Der ist natürlich toll. Aber er ist nicht geheimnisvoll, oder? Sagen Sie!

SZW: Nun, unter Umständen ist er ...  

JMJ: Non!! Das wirklich Faszinierende ist alles davor: wenn die Zellen in Ihrem Körper verrückt spielen, wenn die Botenstoffe hin und herschießen, aber das ist kein Bumm-Bumm! Das ist Didipp-zirrp-didapp-sidirr! Das Bumm-Bumm ist der letzte Weg zum Orgasmus, das Didipp-zirrp-didapp-sidirr, das ist die großartige Strecke davor, der Blick, die Berührung, die Vorstellung von dem, was noch kommt, lesen Sie Nabokov, aaah ...

SZW: Sie lieben dieses Didipp-zirrp-didapp-sidirr, Ihre Musik ist voll davon.  

JMJ: Natürlich liebe ich es. Es ist der Rhythmus der Verführung, der Rhythmus muss verführen, die Töne sind eher mit den Flächen der Maler vergleichbar. Ich habe übrigens noch nie mit jemandem über die Sexualität der Zellen gesprochen. Sie stoßen mich auf das Flirrende! Ich hoffe nur nicht, dass Ihre Leser annehmen, hier sitzen zwei Irre im Psychoanalyse-Supermarkt. Was meinen Sie?

SZW: Reden wir über Politik!  

JMJ: Ich bin Unesco-Botschafter. Ich engagiere mich auch, nur zum Beispiel, für verfolgte Menschen in China. Jetzt habe ich Angst, Sie zu langweilen. Reden wir besser wieder über Sexualität!

SZW: Sie spielen am 10. Oktober auf dem Platz des Himmlischen Friedens in Peking.  

JMJ: Ich weiß, was Sie nun fragen werden.

SZW:Einige Ihrer intellektuellen Freunde in Paris werden Ihnen das übelnehmen.

JMJ: Das ist mir total egal. "Oxygène" war 1976 die erste Pop-LP aus dem Westen, die in China veröffentlicht wurde.

SZW: Logisch. Es waren ja keine Texte drauf.  

JMJ: So ist es. Anfang der 80er Jahre war ich dann der erste westliche Popmusiker, der in China aufgetreten ist. Ich reise seitdem sehr oft dort hin. Ich liebe dieses Land. Es herrscht dort unter den Jugendlichen, unter den Studenten eine Stimmung, die mich an Paris '68 erinnert. Die Chinesen, die mich beknien, jetzt das Konzert zu geben, das sind Künstler, Intellektuelle. Da interessieren mich meine Freunde in Paris wenig. Die Intellektuellen dort sind ein trübsinniger Haufen, Sie müssen sich die mal anschauen, wie sie da herumsitzen und Reden halten.

SZW: Oh, das ärgert Sie aber richtig.  

JMJ: Ja, weil wissen Sie: Einige von denen, die da jetzt im Café de Paris in Ihrem zehnten Kaffee herumrühren und zu Bedenken geben, ich müsse in Peking sehr dezidiert die Menschenrechte ansprechen, was waren die nochmal 1968? Mmh?

SZW: Maoisten!  

JMJ: Na klar! Zu einer Zeit, als Mao Millionen von Menschen in den Lagern verschwinden ließ! Fahren diese Intellektuellen jetzt nach China, um sich das Land mal anzuschauen? Nein. Sie sitzen mit 15 Tageszeitungen im Café de Paris und reden dummes Zeug. Blasierte Idioten.

SZW: Was hat Ihre Mutter Ihnen mit auf den Weg gegeben? Sie war unter der Naziherrschaft in Frankreich im Widerstand. Sie musste ins KZ Ravensbrück.

JMJ: Sie sagte: ,Jean Michel, die Deutschen sind nicht schlecht. Viele von ihnen haben schlimme Verbrechen begangen, viele andere von ihnen haben unter den schlimmen Verbrechen ebenso gelitten wie wir.' Ich sage Ihnen das nicht, weil Sie Deutscher sind. Aber diese Zeit hat Euch sehr im Griff, oder?

SZW: Wir schauen halt immer so traurig.  

JMJ: Ja. Schade. Andererseits logisch. Es sind 60 Jahre vergangen: viel Zeit für ein Leben - wenig Zeit für die Geschichte.

SZW: Wir schauen mit einer gewissen Faszination auf die Franzosen und ihren unbekümmerten Umgang mit Größe ...

JMJ: Konkretisieren Sie das bitte!

SZW: Sie zum Beispiel lassen in Paris Plätze und Bauten von den edelsten Designern in Licht tauchen. In Deutschland würde man denken: Huuu, gleich kommt sicher der Führer wieder um die Ecke.  

JMJ: Ich wollte mal vor dem Reichstag etwas inszenieren. Mit viel Licht.

SZW: Wieso hat es nicht geklappt?  

JMJ: Die Behörden. Es war, glaube ich, alles noch komplizierter als in China.

SZW:Sicher hatte man Angst vor einer Art Licht-Dom im Speerschen Sinne.  

JMJ: Ich wollte die Bauten und Baustellen illuminieren. Hat nicht geklappt. Dann kam Christo. Ihr habt es heute mit dem Verpacken, nicht mit dem Illuminieren.

SZW: Wir hatten mal die Loveparade, da liefen die Leute mit Schnullern herum, und Staubsaugern auf dem Rücken!  

JMJ: Verstehe. Ihr braucht aber eher schöne, sinnstiftende, detraumatisierende Erlebnisse. Es ist eine psychologische Sache. Man darf nichts vergessen. Aber ihr müsst lernen, wieder zu lachen.

SZW: Hatten Sie Sex mit Françoise Hardy?

JMJ: Bitte? Wie kommen Sie jetzt darauf?

SZW: Wir sind über der Zeit. Das will ich noch wissen. Ich habe eben drüber nachgedacht, als wir über Sex sprachen. Hatten Sie Sex mit ihr? In den 60ern vielleicht?  

JMJ: Sie verehren Françoise! Oh, das kann ich verstehen. Ich bin gut mit ihr befreundet. Wenn Sie sie kennenlernen, beachten Sie aber auch: Sie ist verrückt.

SZW: Warum?  

JMJ: Sie richtet alles nach den Sternen aus. Sie ist ein Horoskop auf Beinen.

SZW: Ernsthaft?  

JMJ: Stellen Sie sich vor: Sie hat die Freundin ihres Sohnes weggeschickt, weil ihr das Sternenbild des Mädchens nicht gepasst hat. ,Da ist die Tür, junge Frau!' Was sagen Sie jetzt?

SZW: Der arme Junge.  

JMJ: Ja, und: das arme Mädchen! Andererseits ist Françoise absolut wunderbar. Und nein, ich hatte keinen Sex mit ihr. Ich war, glaube ich, mal nah dran.

SZW: Okay, also Sex, Hitler, China, die Intellektuellen, die Deutschen, darauf war ich natürlich gar nicht vorbereitet ...  

JMJ: Ich werde Françoise von Ihnen grüßen!


Source: sueddeutsche.de